Ni stąd, ni z owąd Agatka ma rowerek. Kilka dni temu zasiadła w swoim plastikowym, różowo-żółtym pojeździe i porażka, za mały. Hulajnoga również taka przymaława się zrobiła... Opcja roweru biegowego odpadła - w większości to ja z córami wychodzę, bo mąż w pracy do wieczora, a kompletnie nie widzę siebie z wózkiem młodszej, zapitalającej za oddalającą się w siną dal starszą na biegowym. Również wyjście z babcią i z kolei wizja jej, biegnącej za wnuczką - nie zachwyca :d No więc tradycyjny rowerek, na 4 kołach. Pokolenia na tym jeździły i Agatka też da radę.
Na ten moment frajdą jest w ogóle siedzenie na sprzęcie - kolor wybrała sobie sama, aczkolwiek najpierw chciała pomarańczowo-czarny :D bo miał dzwonek i tylko to się liczyło. Niestety, był i ciut mniejszy, i nie miał rury rodzicielskiej ;) Ale sprzedawca nie dość, że dziecku dał w prezencie dzwonek, to jeszcze okulary :D i wówczas już żaden inny tylko róż...
Na razie tłumaczenie, że nogami do tyłu nie wolno, bo hamuje i nie da się jechać. Że prosto znaczy prosto a nie skręcać. Pokazywanie, jak pedałować. Wesoło jest ;) Pewnie ten sezon będziemy się tak bujać, a na prawdziwe jeżdżenie będzie pora może na jesień?
Szybko się nauczy...w końcu dzieci potrafią zaskakiwać:)
OdpowiedzUsuńNo brawo. :)
OdpowiedzUsuńDaniel też się fascynuje, ale póki co nie mam pojęcia w temacie, żeby kupić zdalnie, a w sklepach stacjonarnych ceny powalają.
A my mamy biegowy.
OdpowiedzUsuńAle ja nie zapitalam, tylko siedzę na ławeczce i czytam sobie.
A Mila sobie jeździ :-)
U babci też, i babcia zadowolona :-)))