sobota, 29 marca 2014

A, E, I

Skuszona wpisami na Gagatkowym Blogu stwierdziłam, że raz kozie śmierć, spróbujemy. Nie mam parcia, by moją 4latkę nauczyć czytać, nie. Ale sama dopytuje się o litery, kilka bez problemu zapamiętała (S, A, O, I, M, T), to myślę, że chętnie załapie bakcyla. Powiedzmy, że będzie to z grubsza nauka metodą krakowską pani Jagody Cieszyńskiej.
Na pierwszy ogień poszły samogłoski A, E, I, przy czym tylko E była literą nową. Po pierwszej porcji zajęć - zapamiętana, kilka następnych dni będziemy utrwalać. Wycięłam (sama w szoku jestem, że mi się tak ładnie udało narysować!) szablony wielkości 16cm (nie mam pojęcia, czy jest jakaś określona, najlepsza wysokość, i mam to w nosie), rozłożyłam na stole. Najpierw Agu nazwała to, co już zna, czyli A oraz I. Powtórzyła po mnie E. I zaczęłyśmy zabawę - polecenia typu:
- połóż literę A pod stołem
- połóż literę E za sobą
- połóż literę I pod drzwiami

i tak dalej, oczywiście na zmianę, córa również mnie wydawała rozkazy ;) Potem trzeba było zamknąć oczy, zabierałam (lub młoda) którąś z liter i należało zgadnąć, której brakuje. Następnie ona chowała litery, a ja szukałam, nazywałam znalezioną i pytałam, czy na pewno dobrze zgadłam?


Do kolejnej zabawy wyjęłam cukierkowe litery. I zaczęło się: układanie od lewej do prawej tych samych liter...


...układanie w słupkach tych samych liter, oczywiście od lewej do prawej...


... wplotłam matematykę: porównywanie, których więcej, których mniej, przeliczanie, a może któryś liter jest tyle samo?

... podaj mi, proszę, cukierki o smaku A :) 


... a na koniec Agu zażyczyła sobie literek w serduszkach - mama rysowała serca, córka pisała litery:


Wcześniej córa miała rękę rozgrzaną, bo padło hasło "mamusiu, chcę malować na duuuużej kartce!", więc malowała, potem doszły nożyczki.
Ogólnie zabawy się spodobały, na późniejszym spacerze E zostało pokazane na reklamie, więc po dzisiejszym dniu eksperyment uważam za udany :)

czwartek, 27 marca 2014

Ciasteczka

Zainspirowana zabawą w dopasowywanie kluczy, znalezioną na kilku blogach* postanowiłam zrobić własną wersję dopasowywanki dla mojej 4latki. I tak po dzisiejszym poranku nie wiem, czy dokończę, bo córa miała swój pomysł na zabawę :) 
Wycięłam dziurkaczami elementy, te kółka-ciasteczka, które robią jako baza, mają 4,5cm. Na nie ponaklejałam różne inne, w sumie jest 20 par. Miały powstać dwie karty pracy - na każdej karcie chciałam nakleić po 10 ciasteczek, jak sobie roboczo elementy nazwałam, a córa miała dopasowywać. Ale ona od razu zaczęła segregować - najpierw te, które mają duże serca, potem te z gwiazdami dużymi, potem wszystkie z gwiazdami, potem wyszukiwała pary... No i w efekcie nie wiem, czy robiąc plansze z naklejoną częścią nie zburzę jej wizji zabawy? 
Ogólnie rzecz banalna do zrobienia, aczkolwiek naklejanie dość pracochłonne, jakieś 1,5 się bawiłam w to. I tak sobie myślę, że właściwie nie widziałam nigdzie tego typu zabawki - w miarę płaskie elementy trwałe (plastik?), ale do segregowania w różny sposób? Bo tradycyjne figury geometryczne po pewnym czasie jednak nudzą, a tu jest jednak dużo możliwości segregowania - kolory, kształty, wielkość naklejonych elementów, rodzaj i kolor elementów, sam rodzaj... Nie wiem, czy da się te ciasteczka zalaminować, bo użyłam bardzo grubego kartonu o gramaturze 240.

* Klucze też zrobiłam, ale czekają na fotki, w dwóch wersjach. I za nic w świecie nie pamiętam, na których blogach je widziałam... W każdym razie kluczowy pomysł nie jest mój.




poniedziałek, 24 marca 2014

Urodzinowa lista prezentów

Co prawda moja starsza córa, która w maju skończy 4lata, zapytana o prezent marzeń odpowiada: hula hop w czerwone i pomarańczowe paseczki i żelki... :D ale jednak szukam czegoś jeszcze. Tym bardziej, że o hula hop najpierw ciotkom powiedziała ;)

Dziewczę ma fazę na zabawę bobasem. Wózek jest, łóżeczko jest, nocniczek też, brakuje ubranek i... torby do wózka. O tej torbie to słyszę na każdym spacerze! A więc w planach torba na wózek lalczyny oraz ubranka. Oryginalne kosztują jakieś niewyobrażalne pieniądze, z całym szacunkiem dla producenta, ale nie dam 30-50zł za maleńki ciuszek dla bobasa! mamy bobasa niefunkcyjnego Baby Annabell, 38cm, ale dla takich lal na allegro można spokojnie kupić szyte ciuszki za 10-20zł cały zestaw, np.:


Torba - tu problem, bowiem same torby pojawiają się rzadko. Ale są, koszt niewygórowany, np. taka 37zł: 

Kolejny pomysł (bo oczywiste, że tu prezentuję pomysły, a nie to, co kupię na pewno :D ) to maleńka laleczka z serii Polly Pocket, Agu ma drewniane mebelki, i niby jakieś małe lale mamy, ale one tak na styk pasują, lepsza byłaby mniejsza. Ale to muszę na żywo obejrzeć, bo coś mi się kołacze w głowie, że one wszystkie małe, ale tak jakby niektóre... bardziej. A nam takie 10-12cm potrzebne. Ale całkiem sympatyczne one, cenowo od kilkunastu do, wiadomo, kilkuset... Ale takie, jak poniżej, to z reguły ok. 50zł:

Foto: awordywoman.com
Jestem przy lalkach, no to jeszcze - wanienka z akcesoriami. Aczkolwiek nasz bobas (a właściwie: bobasy, bo młodsza ma identycznego) nie nadają się do prawdziwej kąpieli. No ale może, może:


Koszt 45zł.

Szalenie spodobała mi się też kuchnia play-doh, na stronie smyk.pl wygląda tak:

Natomiast cena spora, od 75zł na all (+ wysyłka, rzecz jasna). Ale kusi, kusi, córa uwielbia ciastolinę i uwielbia gary. 

Książki! Ponieważ posiadamy jedną część ulicy Czereśniowej - Lato, to chciałabym dla niej wiosnę lub jesień, do porównywania ilustracji. Młoda uwielbia! Koszt do 30zł.

Może puzzle? jakieś ciekawe, bo szczerze mówiąc już na disneyowską grafikę patrzeć nie mogę. Ale takie:

http://www.dadum.pl/ksiezniczki-puzzle-54-elementow-djeco.html   54el., 57zł (spuśćmy litościwie zasłonę...)


A może coś z Reksiem albo Bolkiem i Lolkiem? Alexander wydał teraz takie, po 60 elementów,  bardzo duży wybór. I ceny fajne, do kilkunastu złotych. Albo Krecik? Te są urocze:


tyle, że strasznie mnie drażnią opakowania zbiorcze, zdecydowanie wolę jeden obrazek w pudełku.

Tak całkiem edukacyjnie to myślę o klockach Dienesa, tych dużych:

Koszt nie jest wypaśny, do 50zł, Agu lubi segregować, układać, lubi w ogóle wszelkie mozaikowe zabawy.

A propos mozaiki, myślę też o dobraniu mniejszych niż mamy w naszej mozaice Quercetti kołeczków, nasze mają 15mm a ja bym 10mm brała, w tubie:



No i oczywiście - hulajnoga! obowiązkowo z 2 kołami z przodu, jednym z tyłu. Z posiadanej obecnie wyrosła i słyszę jęki, stęki "mamusiaaaa ja chcę wziąć hulajnogę!". Ale to mierzyć muszę i w ogóle przetestować, czy gwiazda tak tylko jęczy, czy faktycznie się znów spodoba, bo impreza droga już - zdecydowanie powyżej stówy, za to jaki szał by był :D

http://allegro.pl/hulajnoga-3kolowa-twist-and-roll-hello-kitty-mondo-i4049878376.html

----------------
Mam wrażenie, że jeszcze o czymś myślałam... A! już wiem, zestaw kreatywny :D w empiku widuję ogrom dupereli typu ruchome oczka, włochate patyczki czy piankowe kształty. Myślę, że taki zestawik sprawiłby córce ogrom frajdy, bo ona dłubanie plastyczne wielbi.

I na razie chyba tyle, chociaż pewnie jeszcze coś powrzucam :)

niedziela, 23 marca 2014

ROBOT

Ostatnio na portalu stylowi.pl znalazłam fajny pomysł, bez wyjaśnień, tylko fotkę karty gry:

ROBOT

Postanowiłam zrobić własną wersję, polskojęzyczną, czarno-białą (bo nie mam tuszu kolorowego, elementy po prostu pokolorowałam pisakami). Wydawało mi się, że gra ogólnie prosta, a jednak moja niespełna 4 latka nieco się gubiła w tym, co ma przyklejać. Ale podobało się :) Wykorzystam w trakcie rewalidacji w pracy. Poniżej do pobrania karta główna + opis + elementy robota w 3 egzemplarzach (na jednej stronie):

sobota, 22 marca 2014

Co czytamy

Aktualnie u nas czytanie wygląda tak: prawie 4latka i 14miesięczniaczka umyte, zjedzone, wypiżamkowane ładują się na łóżko. Młodsza łazi po nas,bo KONIECZNIE musi sprawdzić, cóż takiego czytamy, ew. pokłada się i słucha (a owszem, słucha, nie wiem, ile rozumie ale widać zasłuchanie) a starsza próbuje się ode mnie nie odkleić :) Pomijam rzecz jasna, że książki obu są dostępne cały czas, same sobie z półki je wyciągają, chociaż tak naprawdę książki walają się u nas wszędzie, łącznie z podłogą. No co, młodsza podłogowa na razie głównie...

A na topie obecnie jest przepięknie napisana i mądra seria, budująca w dziecku poczucie bezpieczeństwa o Małym Misiu i jego mamie. Graficznie urocze! Pożyczyłam z pracy, nie mamy swoich niestety :( Serię tę napisali Richard Edwards i Susan Winter, wydawnictwo obce mi - SAMP. Posiadamy: Gdzie jesteś, mały misiu? Mały miś oraz Dobranoc, mały misiu. Poniżej fotki przykładowe, "Mały miś":



Równie lubiana jest "Ulica Czereśniowa", tego nie trzeba przedstawiać :) Mamy Lato, w planach przynajmniej jedna jeszcze część. No i hit nad hity - opowieść o "Niesfornej bułeczce", mamy to w jakimś zbiorowym wydaniu z Wydawnictwa Jarmołkiewicz, otóż babuszka utoczyła dziadkowi bułeczkę, ta zwiała, zającowi, wilkowi i innym piosenkę śpiewała, aż wreszcie zeżarła ją lisica :D Baja zawiera powtórzenia, uwielbiane przez dzieciaki, toteż Agatka piosenkę bułeczki zna na pamięć. Fotka ze wspomnianego wydawnictwa, graficznie kiczowato, ale sama historyjka przyjemna:


niedziela, 16 marca 2014

W marcu jak w garncu

Taką wiedzę ostatnio Agu z przedszkola przyniosła. No to... robimy gar pogodowy :D Na szybko bardzo narysowałam kilka składników pogody do wycinania, gar, dałam klej i proszę - marcowy gar gotów. Ot, taka prędka praca by móc w spokoju kawę wypić ;)






piątek, 7 marca 2014

6latek idzie do szkoły - chcę móc sama wybrać podręcznik do pracy

Zapewne wszyscy zainteresowani tematem słyszeli: pierwszaki w 2014r. mają mieć podręcznik za darmo. Darmoszka dla rodzica, rzecz jasna, bo nie jest to tak, że ktoś w czynie społecznym książkę napisze, inny ktoś wyda...
A ja na miejscu rodziców to, jeśli wierzący, modliłabym się każdego dnia, by ten pomysł nie przeszedł. 

Założenia są takie: 
1) rodzic za książkę nie płaci
2) właścicielem książki jest szkoła
3) książka ma starczyć 3 rocznikom (na koniec roku uczniowie oddają książkę szkole, ta - przekazuje we wrześniu kolejnej grupie uczniów)
4) ma zawierać treści dydaktyczne polonistyczne, matematyczne, społeczne i przyrodnicze
5) do podręcznika wcale nie musi być żadnych ćwiczeń
6) podręcznik nie może zawierać miejsc do wpisywania czegokolwiek, do wycinania, klejenia
7) nie będzie mógł też zawierać żadnych poleceń czy treści, odnoszących się do innych miejsc typu ćwiczeniówka
8) decyzję o doborze podręcznika ma podjąć zespół nauczycieli, a opiniować ma to Rada Rodziców
9) szkoła otrzyma dotację na zakup materiałów dodatkowych/ćwiczeń (do wysokości 50zł) oraz na zakup podręcznika do nauki języka obcego (do wysokości 25zł), opcjonalnie materiały dodatkowe (karty pracy) będą mogły być drukowane w szkole, przy czym nadal na ucznia na rok będzie trzeba zmieścić się w kwocie 50zł

To chyba najważniejsze elementy. To po kolei... Albo nie, bo tu muszę trochę odwrócić kolejność celem wyjaśnień:

Punkt 3 - czy ktokolwiek w Polsce wierzy, że książka używana przez okrągły rok (a potem następny, aż trafi do trzeciego rocznika - któremu ma posłużyć również 10mcy) przez 6-7-8 latka będzie już po tym pierwszym roku w dobrym stanie? Siłą rzeczy używanie jej przez 5 dni w tygodniu w ciągu 10mcy nauki - odbije się na jej wyglądzie. Inaczej o książkę potrafi zadbać licealista, a inaczej dziecko, które ledwo z przedszkola wyszło. 
Punkt 2 - co idzie za p. 3 - nigdzie ani słowa nie znalazłam o tym, co szkoła zrobi, gdy książkę uczeń zgubi/zniszczy (a raczej - zniszczy się przez zwyczajne użytkowanie). OP (organ prowadzący) da pieniądze szkole tylko raz na 3 lata. A co w sytuacji, gdy ja jako rodzic będę chciała dla dzieci nowe podręczniki? Akurat obie moje rocznikowo miałyby dostać je jako ostatni rok...
Punkt 4 - edukacja polonistyczna, matematyczna, przyrodnicza i społeczna w jednej knidze? toż to cegła będzie. I proszę nie mówić mi, że dziecko ma w szkole to zostawić! w książce są czytanki, są treści konieczne do opanowania/zrozumienia materiału, bywa, że dziecko czegoś nie łapie i nawet na poziomie klas młodszych trzeba przysiąść fałdów i się nauczyć. Bywa, że zwyczajnie rodzic czegoś nie pamięta (ręka w górę, kto z was potrafi rozpoznać na przykład wszystkie zboża? a zapewne było w młodszych klasach...). Mało tego - ja się pytam, czemu nikt nie wspomina o informatyce (chociaż osobiście mi się lepiej bez podręcznika uczy), religii (bo jednak większość dzieciaków chodzi), muzyce, plastyce...? Mam rozumieć, że te treści zostaną wyrzucone z edukacji wczesnoszkolnej?
Punkt 6 - przychodzi przedszkolak do szkoły - przedszkolak, który dotąd uczył się z książeczek kolorowych, ciekawych, gdzie było coś do narysowania, wycięcia, przyklejenia - i kabum! jak obuchem w łeb, bo dostaje książkę, której ma strzec jak oka w głowie i broń cię panie Bucku cokolwiek w niej! Zaiste, genialna (anty)zachęta do nauki. Nie wiem, komu gratulować tak żałosnego pomysłu.
Punkt 7, łączący się automatycznie z punktem 5 - nie dość, że każe się dzieciakom przeskoczyć rozwojowo calutki rok, to jeszcze zabiera się im narzędzie nauki - nierealne jest uczenie się z samego podręcznika (piszę o etapie wczesnoszkolnym wyłącznie). Taaak, wiem, że kiedyś ćwiczeń nie było - jak nie było komórek, komputerów, Internetu, szybkich samochodów, a ludzie to w jaskiniach mieszkali - to może się całkiem cofnijmy? Ćwiczenia dla dzieciaków to BARDZO ważna podstawa - szlaczki, ślady do powtarzania, rytmy do powtarzania w zapisie, wzorniki liter, monografia cyfry, rozpisywanie ręki, rysowanie, cięcie, porównywanie różnic, szukanie ukrytych elementów, zapisywanie, obliczanie i tak dalej. Słowo honoru - JA sobie poradzę bez ćwiczeń, ale proszę w takim razie mi wyposażyć klasę w liczmany, sznurówki, korytka z piaskiem, układanki, pomoce dydaktyczne typu "kolorowe liczby" czy "ruchomy alfabet", proszę mi dać dziesiątki pięknych, koniecznych materiałów - wszystko w ilości sztuk 25 na jedną klasę! bo oczekiwanie, że 6latek chętnie będzie uczył się z jednej siermiężnej książki + zeszyt do liter i do matematyki - to w dzisiejszych czasach jakaś totalna utopia! A w szkołach nie ma wyposażenia odpowiedniego, zastępującego ćwiczeniówki. 
Punkt 9 - przyjmując, iż nauczyciel wybierze opcję drukowania kart pracy, zakładając, że będą to 3 strony dziennie na ucznia (a to jest bardzo mało), koszt roczny wyniesie ok.260zł/dziecko. Szkoła dostanie 50zł a skąd reszta? No jak to - rodzic będzie musiał dopłacić, bo szkoły zwyczajnie nie mają pieniędzy na takie atrakcje*. Opcja z zakupem ćwiczeniówek - odpada z prostego powodu: edukacja wczesnoszkolna to edukacja zintegrowana, czyli przedmioty i tematy lekcji łączą się ściśle ze sobą. Przykładowo: mówimy o darach jesieni - w zakresie edukacji plastycznej wyklejamy plasteliną szkic kasztana, edukacja matematyczna to przeliczanie żołędzi w zakresie 5, edukacja muzyczna to śpiewanie piosenki o Jarzębinie i tak dalej. Tzn. ja to bardzo trywializuję teraz, tylko nakreślić chciałam. I tak - podręcznik darmowy wprowadzi cyfrę 5 w listopadzie w okolicach Święta Niepodległości - ćwiczeń do niego nie ma, no to szukam czegoś dostępnego na rynku z innych wydawnictw. Ale niestety, wydawnictwo X ma w ćwiczeniach tę cyfrę wprowadzaną w okolicach Dnia Edukacji Narodowej i tematycznie z tym jest wszystko powiązane, a wydawnictwo Z pokazuje cyfrę dopiero w okolicach Mikołajek! to jak ja mogę s ich ćwiczeń korzystać przy 11 listopada? 
Biorąc to pod uwagę zastanawiam się, czy ktoś z pomysłodawców w ogóle zna się na nauczaniu zintegrowanym?
Punkt 8 - tak czy siak na danym etapie nauczania z reguły podręczniki wybiera się wspólnie, natomiast z całym szacunkiem do Rady Rodziców - czy chcielibyście, by ktoś się wam wtryniał w to, z jakiego programu korzystacie jako księgowe, jaką macie recepturę na wypiek chleba we własnej piekarni czy jakiego kleju macie użyć do reperacji protezy zębowej jako protetycy? Nie, prawda? To, o czym w tym poście piszę - większość rodziców naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tych kwestii, bo w temacie nie siedzą - to żadna obelga, tylko czysty fakt. Dlatego tu taką totalną łopatologię uprawiam. Ja się nie znam na doborze materiałów do szycia i też krawcowej nie mówię...

Tym sposobem dotarłam do punktu 1 - rodzic za podręcznik nie zapłaci, ale nie zmienia to faktu, że w takim razie będzie kupował różne inne rzeczy. I summa summarum pakiet książek (tzw. BOX - bo tak są sprzedawane podręczniki w klasach 1-3) kosztowałby jakieś 200-220zł (a nierzadko taniej, obok mnie jest księgarnia, która w lipcu zawsze ma rabaty 15% i pakiet kosztuje poniżej 200zł), dziecko byłoby zadowolone mając nowe, pachnące i CIEKAWE materiały do nauki, nauczyciel miałby czym pracować, dziecko by się nie przeciążyło i tak dalej.

I na koniec - rząd chce nałożyć na wydawnictwa zakaz doposażania nauczycieli. Wiecie, co nauczyciel dostaje? alfabet ścienny, plansze edukacyjne tematyczne do wieszania w trakcie zajęć, liczmany dla całej klasy, pakiet książek dla siebie, przewodnik do podręcznika, czasem multibook (jeśli ma tablicę multimedialną). I rząd zamiast zakazywać tego powinien się cholernie wstydzić, że to wydawnictwa muszą wyposażać dzieciaki, zamiast rządzący. Bo takie rzeczy powinny w szkołach być odgórnie. 

*W poprzednim poście pisałam o tym, że edukacja darmowa u nas nie istnieje - podtrzymuję, i pamiętam, że mam myśl rozwinąć ;)






sobota, 1 marca 2014

6latek idzie do szkoły - wpis tematyczny pierwszy

Temat od miesięcy (lat?) wywołujący emocje. Negatywne głównie.
A ja bym chciała tak... bez spinania się, bez nerwów, bez pomstowania. Sprawa stała się faktem i teraz trzeba rzecz przegryźć. 
Moje jeszcze nie szkolne, ale z 6latkami zmierzę się od września sama - będę prowadziła klasę dzieciaków pierwszaków :) Cieszę się, chociaż obaw mam sporo - ale najbardziej tyczą się one ministerialnego bałaganu i wielkiej niewiadomej podręcznikowej.
Kilka dni temu byłam na spotkaniu z rodzicami dzieci z pierwszego półrocza 2008r., główne ich obawy to obecność (bądź NIE) przysłowiowego dywanu, konieczność odrabiania prac domowych, kwestie rejonizacji, godziny otwarcia świetlic szkolnych. Co mnie zdziwiło - żaden rodzic nie pytał o kwestie emocjonalne dziecka czy te związane z rozwojem psychoruchowym. Ale jeśli chodzi o lęki, to moje propozycje rozwiania ich są takie:

Dywan - od razu może podkreślę - nie wiem, jak jest w innych miastach, natomiast u nas SANEPID kategorycznie zakazał stosowania dywanu tradycyjnego. Kurz, wżerający się brud, ja to rozumiem, nie bardzo szczerze mówiąc widzę możliwość utrzymania tego w super czystości, a alergików/astmatyków coraz więcej. Niektóre klasy (i ja na dzień dzisiejszy przychylam się ku temu rozwiązaniu) mają zakupione przez rodziców* maty/puzzle piankowe. Łatwe do przetarcia, do rozłożenia, do schowania w razie potrzeby też. I cenowo w miarę... 

Prace domowe - 6 latek w szkole to dziecko będące uczniem klasy 1, nie zerówkowiczem. Wiem - rok młodsze dziecko, rok mniej przygotowane, rok mniej dojrzałe, ale jednak już uczeń. I osobiście nie widzę powodu, by pracy domowej nie było, natomiast proszę pamiętać o jednym - dla takiego dziecka pracą domową będzie np. narysowanie szlaczka w zeszycie, przyniesienie zdjęć rodziny, zebranie liści kolorowych, napisanie 2 linijek wprowadzanej litery, pokolorowanie czegoś wg kodu i tak dalej. To nie tak, że dziecko przychodzi we wrześniu i na dzień dobry ma wypełniać dzień w dzień dwie karty pracy. Na spotkaniu padały pytania też, kiedy to dziecko ma zadanie robić, skoro do domu wraca np. o 17. No to podaję, co widzę u siebie: w bibliotece dzieciaki odrabiają zadania, w świetlicy. Jeśli mówimy np. o dziecku o specjalnych potrzebach edukacyjnych, to również i w trakcie zajęć rewalidacyjnych (zwłaszcza gdy wiem, że rodzic nie bardzo będzie w stanie pomóc, bo i tak się zdarza). W ćwiczeniach pomagają i wychowawcy świetlicy (u nas: Świetliki :D ) i bibliotekarki, i czasem nawet przypadkowi nauczyciele, bo dzieciaki naprawdę fajnie potrafią wchodzić w interakcje społeczne :) Wiadomo, jeśli pracą domową jest np. rozmowa z rodzicem na dany temat no to już nie ma zmiłuj... ;)

Rejonizacja - coś dziwnego tu się porobiło bo niby nie ma, a... jest. Bo tak: rodzic ma prawo zapisać dziecko do bodajże 3 placówek. Załóżmy, że mieszkając na ulicy Jasnej szkołą rejonową, która MUSI przyjąć dziecko jest szkoła nr 1. No to zapisujemy do 1, ale chcemy najbardziej do 5. I pewnie - dziecko zostanie przyjęte przez szkołę nr 5, pod warunkiem jednak, że w tej placówce nie będzie chętnych tylu uczniów z rejonu. I teraz: może się w maju okazać, że super! szkoła nr 5 przyjmuje dziecko, wklepuje na listę. A w lipcu do tego miejsca zgłosi się 10 uczniów z rejonu, dla których miejsca już nie będzie, i niestety dziecko poza rejonowe zostanie z listy wykreślone. Oczywiście szkoła od razu rodzica powiadomi, no ale jednak będzie trzeba szukać innego miejsca.

Świetlice szkolne - istotna kwestia, ponieważ zgodnie z prawem dziecko 6letnie nie ma prawa poruszać się samodzielnie gdziekolwiek. Nie będzie tak, że pierwszak poniżej 7rż sam pójdzie do domu - choćby ten dom był vis a vis szkoły. Przedszkola z reguły są czynne od 6 do 17/18, co dla rodziców jest ogromnym ułatwieniem, bo jednak pracę rozpoczynają i o tej 6... Świetlice różnie, tu z innych szkół wiem, że najczęściej od 7 do 16-16:30, nawet ta godzina 17 już rzadkością jest. W mojej szkole akurat mamy do 17 czynne. Nie regulują tego żadne chyba przepisy, niestety. 


* Słowem wyjaśnienia - darmowa szkoła, bezpłatna edukacja w Polsce to mit, fikcja i utopia, a nie fakt. O tym też machnę słów kilka.