niedziela, 27 maja 2012

Co czytałam w dzieciństwie

Tak mnie naszło wspominkowo :) Co czytałam w 1-4 klasie szkoły podstawowej, do czego wracałam i co posiadam na półce - bo część się uchowała a część wyszukuję w antykwariatach.

We wczesnej podstawówce, jakoś 3-4 klasa, dostałam piękną książkę pod choinkę: Joan Delano Aiken "Pokój pełen liści". Zbiór opowiadań fantastycznych, w cudownym, ciepłym i lekko niepokojącym klimacie. Absolutnie nie są to fragmenty brutalne, ale autorka stworzyła taki nastrój, że chwilami ciarki po plecach chodziły. Zapowiedź czegoś miłego, niespodziewanego i lekko strasznego. Język piękny, nie pamiętam, kto to tłumaczył, ale stanął na wysokości zadania, zero partaniny. Pojawia się tam dziewczynka, rozmawiająca z Druidem, Córka Wiatru, Gryf, który wcale nie chciał podpierać kominka... Ładne :)



Zachwyciła mnie też, nieco wcześniej, może w 2 klasie podstawówki - Janiny Broniewskiej "Historia gałgankowej Balbisi". Opowieść o szmacianej laleczce, która trafia przypadkiem od domu do domu i przeżywa różne przygody. Ładne, napisane przed II w. św., i w takich też czasach historia się rozgrywa:




Mało znana, a bardzo fajna, pomysłowa książka to "Lato z Agatą" Renaty Opali. Troje dzieci w trakcie wakacji nad morzem trafia na dość groźnego wynalazcę, w efekcie czego zostają uwięzieni pod wodą, w futurystycznym ośrodku-domu. Różne rzeczy tam się dzieją, różne. Ale wszystko kończy się tak, jak należy:)



Rewelacyjna, wesoła i ciepła książka o zwierzętach to "Nas troje i reszta" Zygmunta Sztaby. Rodzina 2+córka ma totalnego świra na punkcie zwierzaków. Każdy rozdział to opowieść o jednej zwierzęcej przygodzie. I tak - jest zaadoptowany świerszcz, żywiołowa żaba, wilczek (prawdziwy!) w leśniczówce i królik z warszawskiego targu. I wiele, wiele innych:



Ładnie wydana, bardzo kolorowa książka z baśniami została napisana przez Annę Karwińską. To "Bajki moich przyjaciół". Pamiętam, że zachwycona byłam opowieścią o Agnieszce i smoku Dżebellu (bodajże...?):


Kir Bułyczow, znany bardziej z fantastycznej liteatury dla dorosłych, napisał cholernie fajne książki dla dzieci - cykl przygód o dziewczynce Alicji. Chyba w 3 klasie pierwszy raz to dorwałam: "Dziewczynka z przyszłości". Ogólnie cała seria to 5 pozycji, ja tylko tę znam. 8 czy 10letnia dziewczynka, córka profesora zoologi, żyjąca w 21 wieku, ma niestworzone pomysły. A to wybierze się na inną planetę, a to zaprzyjaźni z cudem narodzonym brontozaurem, a to nauczy się dziwnego języka w ciągu jednej nocy. Ładne, wiele się dzieje, pomysłowe:


czwartek, 24 maja 2012

Teletubisie - jestem na TAK

Zanim nie pojawiła się Agu, Teletubisie znałam tylko z nazwy i z afery z jakąś dziwną panią polityk, która twierdziła, że ten fioletowy z torebką to gej (swoją drogą, po obejrzeniu kilkudziesięciu odcinków torebki nie stwierdziłam jeszcze).
Obiło mi się o uszy gdzieś, że to głupie, że to fajne, że to dno, że to wesołe - i bądź tu człowieku mądry. Ale raz się żyje, zdobyłam jakieś odcinki. Włączyła małej z założeniem, że od jednego odcinka się nie uzależni, a jak mnie bardzo będzie to drażniło lub faktycznie stwory okażą się byś durne - oleję sprawę i już.
Jakiś czas temu to było, zimą...? No i Teletubisie córa pokochała miłością ogromną, a ja - z przyjemnością na to patrzę. Strasznie fajna bajka :) Zero agresji (normalnie pan Giertych mógłby się od nich uczyć), BARDZO dużo muzyki (i do śpiewania, i do tańczenia/naśladowania, i w formie prostych zabaw z zasadami, pokazywanie róznych dźwięków, instrumentów, rytmów - dla mnie czad!), zabawne scenki proste dla malucha. Za to mądra rzecz - jednoczesnie nie dzieje się za wiele, spokojnie dziecko ogarnia, SKUPIA się na tym co widzi/słyszy, ma czas i możliwość naśladowania ruchów czy dźwięków. A same Teletubisie takie sobie tulaśne, małe zwierzaki. Polecam :)

Foto: mamaija.pl

wtorek, 22 maja 2012

Chwała niech będzie drowi Cnocie!

Napiszę tylko, że od razu palpacyjnie ciążę stwierdził, potem od razu usg i proszę - 5t6d, serducho bije, plamienia z powodu niewielkiego krwiaczka, mam na razie leżeć, dowcipną luteine brać 2x2 i głowę do góry mieć :)))

A dr Cnota to facet z jajami i już. Ruda Śląska Godula szpital, lub przychodnia prof. Sodowskiego w Katowicach - polecam serdecznie. Po raz kolejny dr zajął się mną należycie.

Teraz tylko wypadałoby w pysk wsunąć wynik badania usg tym konowałom z będzińskiego szpitala.

poniedziałek, 21 maja 2012

Będzin - najgorszy oddział gin-poł na świecie !!!

Z całego serca przestrzegam przed tym szpitalem. Przeżyłam koszmar, wypisałam się dzisiaj na własne żądanie. I nie, nie jestem rozkapryszoną damulką

Wczesna ciąża, wczoraj zaczęłam plamić brązowo-kremowym śluzem. Pierwszy szok - lekarz wyśmiał szpital, w którym wcześniej rodziłam, i od tamtej pory traktował mnie protekcjonalnie. NIE SŁUCHAŁ ani przez chwilę, co mówiłam, zlewał. Łącznie z tym, że mówię: nie 8tc, bo cykl trwał 40 dni! owulacja późna! nie, z łaski na uciechę zaznaczył 7tc Równie bez sensu.

 Pyta, skąd wiem, że w ciąży jestem. No to ja: usg lekarka określiła na 3-4 tc, endometrium powiększone - do tego 3 razy badanie krwi beta hcg robiłam, przyrost świetny. I w tym momencie spadłam z krzesła, bo lekarz tekst: proszę pani, ale obecność hormonu we krwi hcg nie jest wyznacznikiem ciąży ! Podałam wartości, jakie były, jakie przyrosty - nieistotne. Z góry nastawienie, że pacjentki się nie słucha.

Zalecił luteinę doustną, ale - o dziwo, na oddziale takiej nie ma no to nieważne, plamienia są ale bierzemy dalej dopochwowo.

Myślicie, ze usg zrobił? A gdzie tam! ani wczoraj, ani dzisiaj do godziny 16 się nie doczekałam, a dzisiaj lekarze stwierdzili, że usg - niepotrzebne! bo ja w ciązy nie jestem i już,bo nie wyczuwają macicy powiększonej... Ale to, że trąbię, że to wczesna ciąża, a macica może powiększać się nieco później - przeszło bez echa.

Z łaski na uciechę zlecili badanie morfo. mocz i betę - i co? do godziny 16 przyszła (lab na terenie szpitala) tylko morfo, najważniejsze, czyli beta - nie. Poprosiłam o telefon do labu, ale panie nie zadzwonią, bo nie.

Mało tego - lekarz na wieść, że miałam poronienie zatrzymane i obyło się bez łyżeczkowania, tylko otrzymałam tabletki - spytał z przekąsem: a w którym gabinecie pani ten zabieg robiła Ewidentnie pytał (sądząc po tonie głosu i pytaniu o GABINET) gdzie usuwałam ciążę! Kretyn. Miałam cały zabieg w normalnym szpitalu w asyście 3 lekarzy przeprowadzany, a że bez łyżeczkowania to tylko się cieszyć.

Zadzwoniłam do swojego lekarza, jutro jadę do innego, normalnego szpitala (też państwowego -a różnica...) i obiecałam sobie, że roztrąbię o niekompetencji lekarzy gdzie się da. Nie mam w ręku wypisu, dopiero jutro będzie, sprawdzę sobie kto się mną tak pięknie NIEzajął i podam. Zgroza.

A, reakcja na to, że wypisuję się na własne żądanie - żadna. ANi pytania dlaczego, ani pocałuj mnie... NIC. Jako ciekawostka - od współspaczki w pokoju dowiedziałam się, że w takiej samej sytuacji w piątek pani się też wypisała. Też zero badania, zero informowania, ignorowanie.

Wiedziałam, że szpital ma złą opinię, ale nie sądziłam, że nawet podstawowych obowiązków nie wypełnią.

niedziela, 20 maja 2012

Zabawy dwulatki

Nie wiem, czym (lub w co) powinny teoretycznie się 2 letnie dzieci bawić - dawno olałam oznaczenia producentów na zabawkach, bo u nas się do nie trzymało niczego. Za to mogę napisać, co sprawia radochę naszej córce:
  • hit nad hity - wszelkiego rodzaju piłki; 12 posiadamy, w tym malutką kauczukową i ogromną rehabilitacyjną (taką 70cm średnicy); każda dobra do zabawy, wyjście bez piłki na dwór jest wyjściem straconym ;)
  • lala - bobas; prezent urodzinowy, córka tuli, kładzie spać, okrywa, karmi, wszystko pokazuje, mówi do lali i o lali;
  • zabawa w "idzie raczek nieboraczek" - zarówno na córce, jak i ojcu muszę robić albo ona nam;
  • proste zabawy z zasadami, czyli: idziemy wolno, idziemy szybko, gramy na instrumentach i robimy ciiii, idziemy i stoimy;
  • naśladowanie gestów do piosenki o żabce - i tu muszę jeszcze jakąś z pokazywaniem prostą znaleźć, bo dziecię uwielbia :) 
  • zabawa w dobieranie par - mamy takie memory firmy Granna, duże kartoniki, wyraźne obrazki:

  • zabawy naśladowcze: lekarz, gotowanie; 
  • przelewanie, nalewanie wody - to w wannie najczęściej, a na działce - obowiązkowo podlewanie kwiatów małą konewką; 
  • zabawa w chowanego i w straszenie - córka z głośnym wrzaskiem UUUU wyciąga przed siebie ręce a my usimy pokazać, jak bardzo się boimy :D
  • mozaika - mamy taką z dużymi kółkami, 30cm średnicy, ale... dużo lepiej sprawdziła się u nas zwykła mozaika z małymi kołeczkami; niestety posiadam tylko taką chińskiej jakości, kupiłam w kiosku za 7,5zł i jest koszmarna - mnie trudno wsadzić w dziurkę kołeczek, a co dopiero córce; w planach zakup porządnej jakiejś, bo wpychanie grzybków w dziurki jest fascynujące :D

sobota, 19 maja 2012

Szpitalna torba


Spakowana byłam jakieś 2 miesiące wczesniej. Wyłącznie dlatego, że rzeczy obowiązkowe, upchnięte w jednym miejscu, przestały przestrzeń zajmować ;)

Duża musi być, ta torba. Wytyczne ze szpitala dostałam takie:

Dokumenty:
 -karta ciąży
 -dowód osobisty
 -karta ubezp. zdrowotnego (może być druk RMUA za ostatni miesiąc)
 -wynik grupy krwi (potwierdzony badaniem, czyli albo z lab kartka, albo karta magnetyczna krwi - szarpnęłam się i mam)
  -aktualny wynik krzepnięcia i morfo krwi (aktualny - tzn. sprzed max. 2 tygodni)
  -adres poradni dzieciowej, do której chcemy dziecko zgłosić (dokładny adres, gdyż szpital tam wysyła kartę szczepień)

Rzeczy osobiste:
  -podkłady jednorazowe Semi - 5szt. (mogły być inne spokojnie, ja wzięłam 10 sztuk i dobrze - bo i do porodu, i do przewijania córeczki, i do spania na tym - i poszło mi 7 lub 8 w sumie). Brałam takie 90x60cm bodajże, jest to rodzaj prześcieradełka nieprzemakalnego, ustrojstwo wygląda tak: SENI
  -szlafrok (olałam, tak ciepło było, że nie brałam)
  -2 koszule rozpinane, w tym jedna krótsza - do porodu, koniecznie bawełniana (wyjaśniam: do porodu wybrałam duuuuży podkoszulek, taki jakiś xxxl, coby nie żal było wywalić, a koszule do karmienia miałam 2, i za mało - było mi tak ciepło ciągle, że najchętniej przebierałabym się 2 razy dziennie i na noc - mąż przyjeżdżał rano i zabierał jedną do prania, drugą wkładałam,m potem rano suchą przywoził - ale naprawdę 3 polecam)
 -pantofle lub klapki
 -przybory toaletowe (a owszem, kolorówkę też wzięłam, do dzisiaj pamiętam świeżość/ulgę gdy mogąc już normalnie pod prysznic sama wejść umyłam włosy, zrobiłam lekki makijaż)
  -podpaski Bella (nie zwykłe, tylko takie hiper-mega-xxl, z apteki, niemalże jak pampers - zapewniam, mniejsze się nie nadadzą ;) ), wzięłam 2 paki i za mało było
 -odzież dla os. tow. do porodu (10zł) (w sumie nawet nie wiem, czy mąż miał i czy płacił? muszę spytać :D )

Teoretycznie nikt nie wspomniał, ale miałam i cud to jakiś - SKARPETKI do porodu! W trakcie porodu stopy marzną przeokrutnie, i to już od wielu rodzących koleżanek słyszałam. I dobrze, że miałam, bo naprawdę - mimo skurczy byłabym wściekła i zmarznięta.

Rzeczy dla maluszka:
-chusteczki nawilżane
-pampersy 3-6kg (jakiekolwiek inne też mogą być, no i polecam newborn, czyli 2-5kg jednak)
-śpiochy, koszulki, kaftanik lub body (po 3 szt) - nie wiem dlaczego pominięto pajace, też mogą być, ja brałam śpiochy + kaftaniki no i pajace właśnie, aczkolwiek jest różnie, są szpitale, gdzie nie trzeba mieć swoich ciuszków, tylko na wyjście swoje.
-rożek -szpital dawał swój, ale zdarzyło się, że dziecko skupało, miałam na zmianę i tyle

 A co poza tym bralam? Krzyżówki, 2 książki (mało mi było), wody mineralne (najlepiej w butelce z dzióbkiem, nie trzeba wstawać do picia), biszkopty, sucharki (po cc nie mogłam jeść oficjalnie, podjadałam suchary, bo mi flaki z głodu wywalało), kosmetyki do malowania i suszarkę (OGROMNIE poprawia humor zadbanie o siebie po porodzie). Przy wyjściu partner przychodzi z fotelikiem do samochodu i w tym dzieciątko jest wynoszone. Przepisy stanowią, że bez fotelika-nosidełka rodzic nie ma prawa wyjść z dzieckiem ze szpitala! Przepisy ogólne, nie akurat w tym szpitalu. Brałam nakładki na sutki do karmienia i maść na sutki, smoczek dla dziecięcia. Karty - na przedporodowej z mężem rżnęłam w tysiąca, po porodzie go ograłam ;) Szydełko i włóczkę też miałam, chociaż jakoś weny brakło i nie robiłam nic. Ogólnie na pewno coś do zabicia czasu, po zwykłym porodzie teoretycznie jest się w szpitalu 2 doby, ale nigdy nie wiadomo, czy cc nie będzie. No i - ja tam nawet przez 2 doby nie wytrzymam nudząc się. A maluch duuuuużo śpi.

  A, przypomniało mi się odnośnie Łubinowej - wada pokoju taka, że nie ma lampek nocnych przy łóżkach, jest górne światło i taka lampka-kinkiet na ścianie, i klnęłam, na czym świat stoi - środek nocy, trzeba dziecko przewinąć a tu wstawaj po cc do lampki na ścianie (pomijam ew. budzenie współlokatorki). Dlatego rodzącym tam polecam zabranie najlepiej lampki - czołówki, następnym razem skroję mężowi :D

czwartek, 17 maja 2012

Moja córka kończy 2 lata :))


17 maja 2010 roku przyszła na świat moja (no ok., mego męża też :D ) córka, Agatka. CC, małą wyjęto, pokazano mi nad głową, pozwolono pocałować a moja pierwsza myśl: o, jaka brzydka :D Ale spokojnie, to nie rozczarowanie, nie niechęć – po prostu dziecko umazane, ryczące, skrzywione niezłym wkurwem – a myśl następna: niech ją umyją, bo chcę ją dokładnie zobaczyć :)
Teraz ta dwuletnia dziewczynka jest strasznie fajnym, z reguły pogodnym dzieckiem :)

Pochwaliłam się, a teraz słów parę na temat porodu, szpitala, obsługi. Osobiście nieco, ale może komuś tym wpisem pomogę, bo rodziłam w miejscu specyficznym, wokół którego narosło wiele mitów i legend ;) Drastycznie nie będzie, co bardziej wrażliwsi mogą czytać spokojnie. Zaznaczam - to było DWA lata temu, ceny podejrzewam są nieco inne, a i słyszałam, że już ZZO nie jest płatne.

Szpital – marzenie, prywatny w Katowicach na Łubinowej i z czystym sumieniem mogę polecić. Ciążę prowadziłam u dra Marka Słonicza* (pracującego na Łubinowej), lekarz BARDZO spokojny, opanowany, kulturalny (zaznaczam – znam go wyłącznie z wizyt prywatnych, aczkolwiek kilka koleżanek chodziło państwowo i też nie narzekały). Sam z siebie może nie sypał tonami informacji, ale zapytamy – odpowiadał wyczerpująco. Gabinet czyściutki, z usg nie najnowszym, ale spokojnie nawet taki laik jak ja po 2 usg już wszystko widzi. Partner może być przy każdym badaniu. Koszt dwa lata temu – 100zł/wizyta, teraz, z tego co wiem, 150zł. Centrum Katowic. Przyjmuje też na nfz w Siemianowicach Śląskich na Bytkowie. Dla kobiet mających dziwną/trudną/ciężką pracę spokojnie wystawi l4 (a znam takiego, co to 2 tygodnie przed rozwiązaniem nie chciał wystawić). Wady? Od lekarza prywatnego nie można dostać skierowania na badania, więc wszelkie robiłam z własnej kieszeni, tj. morfologie wszystkie, mocz, krzywa cukrowa, poziom żelaza, wapnia, potasu i tak dalej. Nie są to jednak badania kosztowne, więc ujdzie.  Tyle, że teraz ciut przepisy się zmieniły i badań trzeba mieć nieco więcej. 
Co do samego szpitala – leżałam równy tydzień, więc miałam okazję obejrzeć każdego pracującego tam ginekologa, położną, pielęgniarkę. Wnioski: jedna, jedyna pielęgniarka niemiła. Nawet nie chamska, po prostu jakaś taka… no niemiła i już.
Sala przedporodowa – 3 łóżka, łazienka duuuża przechodnia, łącząca się z gabinetem zabiegowym (to tam badane są kobiety przed porodem, to tam robiona jest lewatywa – i od razu podam, że nie trzeba samej kupować w aptece, w sumie nawet nikt mnie nie pytał, czy chcę, usłyszałam że będzie i już – ale wiem, że to nie obowiązek, można odmówić i nikt nie robi problemu). Salę przedporodową z porodówką łączy niewielki korytarz, na którym mama po porodzie leży z dzieckiem (tak, są parawany i wówczas nikt poza położną/lekarzem/pielęgniarką nie ma prawa tam wejść, tylko rodzice i maluszek).
Sala porodowa – marzenie. Dwuosobowa (akurat nie miało to dla mnie żadnego znaczenia, bo jest możliwość takiego zasłonięcia, że choćbym chciała podejrzeć – nie da się, poza tym nie ma co się łudzić – kobietę na sali porodowej słychać w przedporodowej ;) ), jest wanna, genialne, nowoczesne łóżko, kilka rozmiarów i faktur piłek do skakania, drabinki przy ścianach, krzesło porodowe, worki sako różnych rozmiarów, ubikacja, no i – muzyka i świece. Tak, to nie żart. Rodzić można w pozycji dowolnej, co tylko kobieta wymyśli, jak tylko jej ciało podpowie – położna jedynie podpowiada, w której najlepiej może chronić krocze (i znów wtręt – w szpitalu BARDZO kładą nacisk na ochronę). Położna nie jest ciągle, daje duuużo intymności. Na życzenie – ZZO, płatne 500zł (ważne – położna sama nie zaproponuje, bo to usługa płatna i nie może, dlatego jeśli kobieta chce – musi sama na początku porodu powiedzieć, a płaci się przy wypisie), ale jeśli poród kończy się cc – nie płaci się. Nie płaciłam więc, i co istotne – nie czekałam strasznie długo na decyzję o cc, a wiem, że w wielu szpitalach decyzję przeciągają do kilkudziesięciu nawet godzin. U mnie – od ok. 14 na sali porodowej, decyzja o 21. Sądząc po dobrym samopoczuciu małej, gdzie indziej przetrzymaliby mnie jeszcze dłuuugo. Wyjaśniam – nie znaczy to, że akurat ten szpital „lubi” cesarki. W ciągu tygodnia poznałam 8 rodzących, a tylko 1 z nich miała zabieg, wcześniej ze znanych mi kobiet 2 miały, 3 nie. CC – przeprowadzona błyskawicznie, sprawnie, szycie śliczne (cieniuteńka kreseczka, krótka, szwy nowoczesne), w niezmiernie miłej atmosferze (pielęgniarka głaskająca mnie po ręce dla uspokojenia, położna rozmawiająca ze mną w trakcie). Mała po wyjęciu pokazana, ucałowana, zaraz po czynnościach pielęgnacyjnych (ważne – mazi poporodowej nie zmywają, ocierają lekko tylko) dana mężowi na ręce. Zabieg był wieczorową porą, więc nie miałam już możliwości dostawienia do piersi (zmęczenie, usypiałam bardzo) ale wiem też, że przy np. planowanych cesarkach jest możliwość kontaktu z dzieckiem od razu po.
Sale poporodowe – 2 osobowe (można wykupić pojedynczą za 500zł za cały pobyt, ale szczerze mówiąc – dostałabym pierdolca sama, jedną noc leżałam samotnie i miałam dość). Łazieneczki (toaleta, umywalka, prysznic), szafeczki przy łóżkach, czyściutko, w pokoju dodatkowo umywalka, przewijak z wanienką dla dziecka – można samej kąpać, choć dla mnie to ustrojstwo za wysokie było ;) Duży nacisk kładziony na wietrzenie sal, na higienę położnic (taaaak, nie ma co kryć – dziecko wali kupsztala, sika, położnica różami nie pachnie choćby nie wiem jaką higienę zachowywała, a raczej – gigantyczne podpaski nie pachną, a zdarzyło mi się leżeć jeden dzień z panią, która nie chciała wietrzyć – szok). Jedzenie – śniadanie ok. 8, ok. 14 obiad i ok. 17 kolacja –i to było za wcześnie dla mnie. Ale smaczne. Na pewno lepsze, niż w zwykłych placówkach.
Podejście do matki – jedna zasada – nikt tam nie jest jasnowidzem, jeśli czegoś nie wiesz, pytasz. Ani razu nie zostałam zbyta, olana, zignorowana, potraktowana z buta. Nikt mnie nie ochrzaniał, że chcę karmić tak czy siak, czy pierś, czy butla – moja sprawa. W wózeczku dziecięcym zawsze jest buteleczka i smoczek (mleko HIPP, gotowe już), w razie potrzeby można podać. Zarówno pielęgniarki noworodkowe, jak i położne pomagały mi w dostawianiu małej. Fakt, że ja też nie miałam parcia wielkiego, i np. zostawiając ją na noc u pielęgniarek (po cc trochę jednak ograniczona ruchomość jest) nie przejmowałam się podawaniem jej butelki. Raz tylko niechętnie ją na noc wzięły, ja byłam z gorączką, a akurat był boom dziegciowy i maluchów od groma, ale jednak wzięły. W trakcie KAŻDEGO badania goście i partnerzy innych kobiet są wypraszani z sali.
Co ważne – jest dużo praktykantek. I wg mnie to akurat dobrze, przy duuużym ruchu są one pomocne bardzo, również w czasie porodu (akurat mnie przydały się rewelacyjnie, w przeciwnym razie nie zeszłabym z łóżka na przykład). Dzwoniąc z sali poporodowej często przychodziła najpierw praktykantka, a jak coś istotnego się działo – biegła po pielęgniarkę.
Badania noworodka – przesiewowe słuchu, badania pod kątem fenyloketonurii (robią testy z krwi, wysyłają do badania, i jeśli w ciągu 2 tygodni nie przyjdzie informacja do domu – jest wszystko dobrze, to jest ogólnopolska procedura, nie wewnątrzszpitalna). Badania stawów biodrowych. Regularne badania poziomu bilirubiny (i tu trafiłam na przeciwne opinie w Internecie – no cóż, ja mogę tylko zaprzeczyć). Moja córa miała wysoki poziom, nie trzeba było jeszcze naświetlać, ale nawet w dzień wyjścia do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy na pewno nas puszczą, bo poziom wysoki był, na szczęście zaczął lekko spadać. Puścili, aczkolwiek nie bardzo chętnie, kazali duuużo poić małą by wysikiwała. I faktycznie, mała długi czas, ze 4 tygodnie, zażółcona była. Szczepionki – refundowane, pierwszą dostawała zaraz po urodzeniu, ale nie pamiętam na co, a w ciągu 24h uderzeniową dawkę witaminy K. Jeśli chce się swoją szczepionkę, należy to wcześniej zgłosić.
Jeśli nie daj Boże coś złego się dzieje z dziecięciem, jest ono przewożone na Ligotę. I tu też czytałam głosy oburzenia, ale prawda taka, że wiele państwowych szpitali tak samo postępuje, nie mając zaplecza ratowniczego dla maluchów.
Doszły mnie słuchy, że jeśli kobieta nie prowadzi ciąży u lekarza pracującego na Łubinowej, to powinna wykupić cegiełkę na rzecz szpitala. Nie wiem, nie sprawdziłam, nie znam nikogo kto by rodził tam z przypadku. W każdym razie zapewniam, że za nic nie płaciłam dodatkowo, nikomu nie dawałam kwiatów, bomboniery i tak dalej.
Szkoła rodzenia istnieje, owszem, rok temu kosztowała 300zł, 4 spotkania po ok. 2,5h. Warto? Chyba tak, ja chciałam głównie poznać szpital, położne. Tematyka to: żywienie noworodka i mamy, opieka, przebieg porodu (łącznie z rejestracją dziecka potem i takimi duperelami tematycznymi), gimnastyka przed- i porodowa. W skrócie podałam, rzecz jasna :) Co mi się przydało – informacje, co z dzieckiem po wyjściu ze szpitala (czyli USC, karta szczepień, lekarz, położna i tak dalej), nazwy różnych leków/środków medycznych do pielęgnacji, dieta mamy karmiącej.  


* I niestety, lekarz świetny o ile ciąża jest bezproblemowa. Przy poważniejszych sprawach - zmieniłam lekarza z powodu zbyt lekceważącego podejścia. Ale to już przy drugiej, poronionej ciąży. Nie, nie, poronienie nie przez tego lekarza.


poniedziałek, 14 maja 2012

Różne takie

  • Odnośnie poprzedniego posta - dzisiaj dzieciarnia powitała mnie tekste: prooosze paniiiiiiii, a zagramyyyyy? Zagraliśmy :) Ale muszę polecenia im zmienić, bo już się znudziły. Za to grę matematykowi sprzedałam :D
  • Moja córka, która za kilka dni kończy 2 lata, zaczyna składać zdanka. Hitem jest w trakcie tatowego mycia zębów: tata, pluj! A do babci dzisiaj: baba, siku tu chcę - i pokazuje na... kratkę ściekową. No cóż, babcia gacie dziecku zdjęła, wysadziła, obie strony wróciły do domu całe i nie osikane :)
  • Nie cierpię poniedziałków. Wstaję o 6, w pracy mam 8 lekcji, wracam zatłoczonym autobusem i w efekcie w domu jestem 17-18, padając na pysk.
  • Jesteśmy w trakcie przeprowadzki, rzeczy mam rozwleczone po 3 mieszkaniach. Jak wracam tak jak dzisiaj, córę od mamy odbieram, mąż w pracy - to nawet nie jestem w stanie czegokolwiek przenieść na miejsce, bo nie bardzo da się biegać po schodach z 4 na 1 piętro z młodą ;)
  • W pracy robiłam konkurs dla klas 4-6 w stylu "Jaka to melodia"  - dzieciaki losowały piosenki do odgadnięcia, każda klasa wystawiała drużynę w składzie wychowawca + 2 uczniów. I strasznie się cieszę, bo i wcześniejsza impreza, w gimnazjum, i dzisiejsza - fajna rzecz, dzieciaki grzeczne, publiczność zainteresowana, śmiechu ogrom. Im głupsza piosenka, tym lepiej :D Moja mała blondyneczko, humn na tegoroczne euro czy kaczuchy - a tak się wychowawcy zapierali, że na pewno niczego nie zgadną :D
  • Spaaaaać!


poniedziałek, 7 maja 2012

Kto gra w karty, ten ma łeb obdarty :D

Ale w karty gra też ten, który musi prowadzić unijne zajęcia a któremu nie dano obiecanych pomocy dydaktycznych i nie ma praktycznie NIC.
Zajęcia prowadzę dla 10 dzieciaków z problemami psychoruchowymi (z naciskiem na -ruchowymi) oraz z zaburzoną grafomotoryką. Miasto nie dotrzymało zobowiązań (ciekawa jestem, czy w ogóle ktoś beknie za to) i w efekcie, zamiast genialnych, kilka miesięcy wybieranych pomocy do zajęć ruchowych i manualnych za 30 tysięcy mam NIC. I własną głowę do myślenia.

Z domu wzięłam talię kart, zwykłych takich, żaden Piotruś. Pytanie, jak połączyć karciochy z ruchem?
Ano da się. Zrobiłam listę: czerwone i czarne, w każdej rozpiska od 2 do asa. Każdej karcie (czyli 13 kart x 2 kolory) przypisałam polecenie, np.:
CZERWONE
2 - skaczesz 5 razy w górę obunóż
4 - robisz 10 pajacyków
walet - rysujesz na talibcy domek (z zamkniętymi oczami)
król - okrążasz klasę na czworaka (tyłem)

CZARNE
3 - powtarzasz zdanie: szedł Sasza suchą szosą
6 - skaczem 10 razy na skakance
10 - wymieniasz 5 słów na !
dama - nawlekasz igłę

Zadania proste, szybkie, a śmiechu! Karty rozdałam, każdy trzymał je rozłożone w dłoniach, siedliśmy w kole i zaczęło się. Ja losowałam kartę od sąsiadki z lewej, sąsiadka z lewej od sąsiada z lewej i tak dalej. 
Wersja trudniejsza: jeśli wylosujemy np. 5, to jeżeli mamy tego samego koloru kartę wyższą - możemy przebić i zadanie wykonuje osoba, od której kartę wylosowaliśmy. Jeśli nie mamy - zadanie należy do nas.

Modyfiikacje mogą być rzecz jasna tematyczne, niekoniecznie głównie ruchowe.

Polecam zabawę, dzieciaki miały frajdę wielką i wymusiły obietnicę zagrania na następnych zajęciach :))

piątek, 4 maja 2012

Refluks żołądkowo-przełykowy u niemowląt

Refluks żołądkowo - przełykowy (w medycynie skrót z angielkiego GER) to paskudna przypadłość: dziecko zjada, pokarm dochodzi do żołądka i zaczyna się cofać z powrotem do przełyku. Nic miłego, bo czasem aż do jamy ustnej to wraca. 

Paskudna rzecz. U Agatki zaczęło refluks podejrzewać po 4mcu, gdy przestała prawie jeść (zjadała 1/3 - 1/4 porcji, z czego jeszcze połowę wychlustała). Wzięto pod uwagę takie objawy:
- nagłe niejedzenie
- bardzo duże ulewania/wymiotowanie zaraz po jedzeniu
- ciągła drażliwość, płaczliwość
- brak reakcji na podwyższanie ciała w trakcie snu czy pionizowanie w dzień
- brak reakcji na nutriton

Co jeszcze może powodować refluks: kaszel, anemia, ale też i poważne sprawy: zapalenia krtani, płuc (jeśli dziecko często choruje na drogi oddechowe - warto sprawdzić, czy nie cierpi na GER, bo choroba może być utajona, a cofanie się treści żołądkowej powoduje ciągłe stany zapalne, jak też przedostawanie się płynu do płuc).

Przy podejrzeniu choroby pierwszym etapem leczenia jest wprowadzenie działania niefarmakologicznego:
- wyższe ułożenie ciała w trakcie snu i w miarę możliwości pionizacja dziecka (czyli noszenie na rękach, układanie w pozycji kołyski czy nawet - jak miałyśmy zalecone - w trakcie spaceru układanie dziecka w pozycji półsiedzącej choć na chwilę, mimo że młoda nie siadała sama jeszcze; tu trzeba było wybrać mniejsze zło)
- zmiana diety z mleka mm lub piersiowego na preparat mlekozastępczy lub dla dzieci ulewających (czyli pepti, nutramigen jako hydrolizaty czy też np. NAN HA AR - mleko modyfikowane dla dzieci ulewających i ze skłonnością do alergii - jeszcze nie hydrolizat, ale blisko)
- podawanie preparatów zagęszczających pokarm (np. Nutriton, taki biały proszek, któego maleńkie miareczki dodaje się do pokarmu lub na łyżeczce z odrobiną mleka/wody przed jedzeniem; dostępny w aptece bez recepty)

Równocześnie, o ile lekarz podejrzewa faktycznie GER a nie fizjologiczne ulewanie, powinno wykonać się choćby poddstawowe badanie, czyli usg klatki piersiowej. Całkowicie nieinwazyjne, a w większości przypadków pozwala potwierdzić lub wykluczyć chorobę.

W naszym wypadku usg pokazało całkowicie zdrowe wnętrze Agu :) objawy jednak nie mijały, więc wprowadzono leczenie farmakologiczne - robiony na zamówienie lek Gasprid, on normalnie jest w tabletkach, ale tu trzeba było podać 10x mniejszą dawkę. Kapsułkę otwierałam, proszek wsypywałam na łyżeczkę z odrobiną mleka. I tu w zasadzie nasza historia się kończy, bo zaraz potem okazało się, że problemy były całkowicie nierefluksowe, w związku z czym po miesiącu podawania lek nie pomógł. Ale dokończę :)

Otóż w normalnych przypadkach, gdy usg niczego nie wykazuje, ale silne podejrzenie refluksu jest, do tego dochodzą wyżej wspomniane choroby, wykonuje się dodatkowe badania, niestety już - inwazyjne: pHmetria, prowadzona przez 24h, scyntygrafia i inne, które pozwalają raczej na pewno potwierdzić lub wykluczyć chorobę.

Pocieszające jest to, że z reguły ustrojstwo mija do 2rż (przeważnie wcześniej) i w zdecydowanej większości przypadków co najwyżej następuje leczenie farmakologiczne. Naprawdę rzadko (np. u dzieci z chorobami neurologicznymi) stosuje się zabiegi operacyjne (najczęściej laparoskopowe). Zawsze jednak najpierw podejmuje się leczenie ułożeniowe i farmaceutyczne.

------------------------------------
Pisząc powyższe słowa korzystałam z artykułów "Leczenie refluksu żołądkowo-przełykowego u dzieci i noworodków urodzonych przedwcześnie" - Medycyna Wieku Rozwojowego, 2008,XII,4,cz.I; 912-923 oraz "Ocena skuteczności i bezpieczeństwa różnych metod leczenia refluksu żołądkowo-przełykowego u dzieci do 2. roku życia - przegląd systematyczny" - WS - 2006/01 Medycyna Praktyczna Pediatria: Wybrane wytyczne z gastroenterologii dziecięcej i żywienia.

czwartek, 3 maja 2012

Żalę się

Mój blog, tak? Teoretycznie wolno mi tu pisac, co tylko...? To napiszę.

Jest mi cholernie przykro i źle, bo pewnie znów się nie udało, znów nie zaszłam.
Kiedy Agu miała 8mcy, podejrzewałam, że mogła nam się wpadka zdarzyć. Ohhh, jak ja się wściekałam! absolutnie żadnego więcej dziecka, jedno w zupełności zaspokaja moje macierzyńskie uczucia! Nie i już.

Trochę czasu minęło, Agu miała 11mcy i moje postrzeganie tego tematu się zmienio o 180 stopni. Oznajmiłam mężowi, że, kolokwialnie - ma mi zrobić drugie dziecko, bo młoda nie może być sama, bo jak z jednym dajemy radę, to i drugie się wychowa, a poza tym - chcę i już. Facet lekko zdziwiony, ale przystał na to. Żona chce, żona ma. Ojcem jest super, nawiasem mówiąc.

Po 4 cyklach starań zaszłam - suuuper. Idę na l4, bo akurat tak w pracy wygodniej, sensowniej, by klasę przejął ktoś na rok cały. To sierpień był, a po miesiącu, tuż przed moimi urodzinami - dupa bada, poronienie zatrzymane. uryczałam się, ale cóż, zdarza się, przyjęłam to na klatę. Naprawdę - smutny przypadek, ale trudno, prawdopodobnie wada genetyczna, bom zdrowa.

Wrzesien to był, zalecenie było - w grudniu można działac dalej. Jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy od stycznia, czyli po 3 cyklu, a do tej pory - tabletki anty. No i mamy dzięki bogu maj, cykl 4 powinien nadejść, test wykazuje dziwną skłonność do niepokazywania 2 kresek. I z tego powodu - rozgoryczenie, rozdrażnienie.

Taaak, teoretycznie wiem - 4 cykle to wypierdki mamuta, minimum 6 mcy starań zazwyczaj, ale jednak złość. Bo z Agu udało się ot, od pierwszego kopnięcia, a tu i poronienie, i teraz dupa blada jest. Mało tego, ostatni okres opóźniony o 12 dni, nie wiedzieć czemu, teraz też niby - dzisiaj miał być (w teorii znów), a nie ma, więc pewnie też jaja jakieś, do lekarza trzeba. A miało być tak pięknie. 

Podpisano: matka frustratka. 

środa, 2 maja 2012

Moja 2letnia córka - tyle już potrafi!

Post chwalący się :) Ale, że nie długo idziemy na bilans 2latka (znów zapomniałam do poradni zadzwonić!), to chcę uporządkować sobie co nieco odnośnie rozwoju Agatki. Posiłkuję się tu listą z portalu babyboom.pl, wygląda najciekawiej, najdokładniej spośród znalezionych w Sieci.

• Bardzo silne jest przywiązany do opiekunów TAK
• Okazuje uczucia, lubi się przytulać, pocieszyć  TAK
• Wstydzi się nieznajomych  RACZEJ NIE, MOŻE TROSZKĘ NA POCZĄTKU A POTEM, O ILE TO KTOŚ Z NASZYCH ZNAJOMYCH - PAKUJE SIĘ NA KOLANA
• Wykonuje proste polecenia,  ZŁOŻONE RÓWNIEŻ, OD DAWNA (TYPU: IDŹ DO POKOJU, POŁÓŻ TĘ KSIĄŻKĘ NA STOLE) - 3-4 MIESIĄCE NA PEWNO
• Lubi zabawy tematyczne i naśladuje dorosłych,   TAK
• Nadal bawi się obok dzieci (ok.2,5 r. czasem włącza się do wspólnych zabaw z dziećmi) NIE WIEM, CO NAPISAĆ - NIEWIELKI KONTAKT Z DZIEĆMI, ALE DZISIAJ ŚWIETNIE BAWIŁA SIĘ Z SYNKIEM KOLEŻANKI - Z NIM, NIE OBOK - WSPÓLNE UKŁADANIE ŚCIEŻKI, BUDOWANIE Z GIGANTYCZNYCH KLOCKÓW
• Zaczyna postrzegać swoją odrębność,  TAK
• Chce niezależności  TAK
• Dominują komunikaty – nie oraz moje NIEPRAWDA :) MAM BARDZO UGODOWĄ CÓRKĘ
• Potrafi być mało elastyczny i uparty JAK WYŻEJ
• Pojawiają się skrajne reakcje =emocje poza kontrolą NIE
• Jest zazdrosny o uwagę, pragnie być w jej centrum NIE
• Ma kłopot z dzieleniem się, potrafi pożyczyć zabawkę dziecku, ale natychmiast żąda jej zwrotu,  NIE
• Nadal nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji działań i nie potrafi ocenić ryzyka  TAK
• Pojawia się poczucie humoru  TAK , OD DAWNA
• Może się kontrolować przez chwilę w zamian za obietnicę nagrody, ew. kary, RACZEJ  TAK
• Ważne stają się rytuały, NIESPECJALNIE, AGATKA JEST DOŚĆ ELASTYCZNA, RYTUAŁY ZDARZAJĄ SIĘ SPORADYCZNIE
• Chce samodzielnie wykonywać różne czynności, np.: założyć ubranko, odebrać telefon, samodzielnie jeść, itp.  TAK
• Rzuca i niszczy zabawki, kiedy się złości, NIE
• W skrajnych emocjach może - drapać, uderzyć, uszczypnąć , ugryźć  NIE
• Bawi się samodzielnie przez kilka minut,  TAK
• Miewa koszmary senne  TAK
• Lubi być w centrum uwagi, wygłupiać się i rozśmieszać ewentualną „widownię”  TAK, ALE TU DUŻO CHARAKTER ROBI - ODKĄD, ŻE TAK POWIEM, STAŁA SIĘ KUMATA (W DRUGIM PÓŁROCZU ŻYCIA, MAM WRAŻENIE), TO IM WIĘCEJ WOKÓŁ NIEJ LUDZI - TYM WESELEJ :)
• Wzrost: ok.86 cm. TAK
• Waga: ok.13 kg. A SKĄD, NIEWIELE WIĘCEJ, NIŻ 10KG
• Wchodzi i schodzi ze schodów TAK, SAMODZIELNIE, CORAZ CZĘŚCIEJ TEZ WCHODZI JAK DOROSŁY, BEZ DOSTAWIANIA NOGI - ALE FAKT, MA NA CZYM ĆWICZYĆ, MIESZKAJĄC NA 4 PIĘTRZE BEZ WINDY ;) 
• Kopie i rzuca piłkę TAK
• Skacze,  TAK
• Szybko biega  TAK
• Umie chodzić do tyłu TAK
• Lepiej panuje nad swoją fizjologią ODPIELUCHOWANA, USTROJSTWO JESZCZE NA NOC ZAKŁADAMY, ALE TAK CZY SIAK BUDZI SIĘ I WOŁA, ŻE JEJ SIĘ SIKAĆ CHCE
• Sporo dzieci uczy się w tym wieku korzystać z nocnika, JAK WYŻEJ
• Na 3 kołowym rowerku odpycha się nogami TEORETYCZNIE TAK, ALE NIE PRZEPADA - ZA TO DZISIAJ POKOCHAŁA HULAJNOGĘ KOLEGI
• Trzyma i pije samodzielnie z kubeczka,  TAK
• Potrafi jeść łyżeczką TAK
• Potrafi otworzyć drzwi zamknięte na klamkę TEORETYCZNIE - BO NIE SIĘGA :d ALE PODSADZONA WIE, O CO CHODZI
• Buduje wieżę z 7 klocków, TAK
• Rysuje z dużym zacięciem długopisami, kredkami, flamastrami RYSUJE, ALE NIEDŁUGO - W RYSOWANIU LEPSZA MAMA CZY TATA
• Ogląda książeczki, przewraca strony TAK
• Mówi o sobie po imieniu, PRÓBUJE, WYCHODZI ŚREDNIO
• Pokazuje 5 części ciała DUUUUŻO WIĘCEJ: uszy, noc, oczy, policzki, brwi, oczy, usta, brodę, włosy, głowę, łokcie, kolana, pupę, cytrynkę, brzuszek, pępek (ukochana część ciała), palce, ręce, stopy, paznokcie)
• Słucha krótkich opowiadań ŚREDNIO
• Zwierzątka kojarzy z głosem przez nie wydawanym,  TAK
• Pokazuje obrazki i potrafi je nazwać, TAK
• Rozumie zdania, JASNE, ŻE TAK
• Tworzy 2/4 wyrazowe zdania NIE, OGÓLNIE NA RAZIE MAŁOMÓWNA, CHOCIAŻ POSTĘPY SĄ CODZIENNIE
• Potrafi powtórzyć parę słów piosenki NIE, ZA TO POTRAFI ODTWORZYĆ UKŁAD RUCHOWY DO PIOSENKI
• Używa ok. 50 słów, (2,5) = 2000 TAK
• Zadaje pytania – co to? TAK
• Zabawy tematyczne TAK
• Używa słów ja i moje TAK
• Pokazuje emocje TAK, JAK TEŻ ZAUWAŻA JE U INNYCH
• Zaczyna się interesować, w co jest ubierany NIESPECJALNIE
• Bawi się chwilę zabawkami TAK
• Zaczyna nadawać imiona zabawkom NIE
• Powtarza słowa TAK, CHOCIAŻ NIEKONIECZNIE WŁAŚCIWIE :d WCZORAJ MNIE ROZBAWIŁA, BO ZAMIAT AUTO - JEST ATŁO
• Używa czasowników KILKU
• Stale mówi TAK
• Pcha lub ciągnie zabawki TAK