sobota, 29 października 2011

Małe-duże-kolorowe - GRA

Wpadł mi do głowy pomysł na grę. Na razie córa za mała, ale wykorzystam w pracy. Może i Wam się przyda :) Gra uczy spostrzegawczości, rozróżniania kolorów i pojęć mały-duży. Można wykorzystać wszystkie cztery plansze albo i nie.
W założeniu elementami gry mają być nakrętki z butelek, toteż poniżej podam, z jakich produktów akurat takie kolory posiadam. Ale oczywiście można zrobić tekturowe, z modeliny, masy solnej... Ogólnie by grać wszystkimi planszami potrzeba 52 nakrętki duże i 96 małych. Na jednej planszy jest 13 dużych i 24 małe.
Małe nakrętki:
- czerwone - mleko biedronkowe 3,2% i kauflandowe również 3,2%
- żółte - mleko biedronkowe 1,5%
- granatowe - woda źródlana 1,5l z biedronki lub lidla
- niebieskie - woda mineralna, np. Kropla Beskidu
- białe - nie posiadam, muszę od znajomych uzbierać, na pewno cola (nie pijemy), ale mam wrażenie, że któraś mineralna/źródlana też białymi jest zakręcana, sprawdzę...

Duże nakrętki:
- granatowe - 5l woda źródlana Biedronka i Lidl
- żółte, pomarańczowe, czerwone, bordowe - jogurty pitne smakowe z Lidla, 250ml i 400ml. Biedronka też jakieś takie posiada, ale nie wiem, czy wszystkie barwy.

Zasady gry:
Do worka/pudełka wkładamy wszystkie nakrętki (lub odpowiednio dla mniejszej liczby plansz). Z zamkniętymi oczami losujemy po 5 nakrętek i gracze po kolei układają je na planszy. Jeśli gracz wylosuje więcej niż jedną nakrętkę danego koloru, ma prawo ułożyć je na planszy wszystkie w jednym ruchu. Jeżeli przeciwnik położy na planszy dużą nakrętkę, to gracz w swojej kolejce ma prawo położyć 2 małe nakrętki. 
Za każdym wyłożeniem się na planszę dobiera się tyle nakrętek, by zawsze posiadać ich 5 sztuk. Wygrywa ta osoba, która pierwsza pozbędzie się wszystkich nakrętek :)

Poniżej 4 plansze: prawa górna, prawa dolna, lewa górna i lewa dolna. 



Kolorowe Duze Male Gra Czesc Dolna Prawa

Kolorowe Duze Male Gra Czesc Gorna Prawa

kolorowe_duze_male_gra_czesc_gorna_lewa

kolorowe_duze_male_gra_czesc_dolna_lewa

wtorek, 25 października 2011

Poszłyśmy na ryby :)

Dawno, dawno temu (na wiosnę?) kupiłam w Biedronce kilka rodzajów klocków drewnianych. I takie do układania obrazka, i puzzle, i jakiegoś misia do ubierania i - rybki. Kosztowało to grosze, 8-9zł/komplet. Jakość, jak na tę cenę, znośna. To znaczy: żadna rewelacja, ale do kosza nie trzeba wyrzucać. W każdym razie i puzzle, i misiek i dzisiejsze rybki - wytrzymują bez problemu rzucanie o podłogę i delikatne memlanie (to wcześniej). Ale nie o tym chciałam...

W wakacje wyjęłam rybki z szafki (mam taką, w której chomikuję właśnie wszelkie gry i układanki na potem). Pokazałam co i jak, po czym mogłam oglądać jak dziewczę rybkami pizga po całym pokoju. No ok, rybki z powrotem do szafki, poczekają. No i dzisiaj sobie o nich przypomniałam - strzał w dziesiątkę! Agatka najpierw podpatrywała, jak ja "łowię", potem z wędki ściągała rybki a na koniec - wędka w łapę i łowimy :) 
Ustrojstwo wygląda tak (dodam, że w szoku jestem, właśnie znalazłam fotkę w Sieci na stronie otoli.pl z ceną 28,90, a jest to dokładnie ta sama zabawka którą można było w Biedronce kupić za grosze. Owad górą :) ):

Foto: otoli.pl
Zabawka w bardzo przyjemnych, żywych kolorach (ale nie razi w oczy), nieźle wykonana, rybki są na tyle duże, że dziecko nie wsadzi ich w całości do paszczęki a metalowe nity do chwytania zdają się być porządnie umocowane. Wędeczka poręczna dla malucha, lekka i krótka. 

A młoda zabawiała się tak:


niedziela, 23 października 2011

Gry dla przedszkolaka

Zbliżają się Mikołajki, Boże Narodzenie a z nimi - pewnie dla wielu rodziców, cioć, babć (i tak dalej) problem - CO KUPIĆ? Przy okazji często pada stwierdzenie, które doprowadza mnie do szału bo jest nieprawdziwe: bo ona/on WSZYSTKO ma. A guzik tam wszystko, mam wrażenie, że takim zdaniem osoba kupująca usprawiedliwia swoje lenistwo w poszukiwaniu ciekawego prezentu.

Dzisiaj więc coś dla przedszkolaka, czyli wiek 3+.

1. Gra BYSTRE OCZKO*, producent Adamigo. Teoretycznie gra dla dzieci powyżej 4 roku, ale spokojnie można wykorzystać 1 planszę zamiast od razu 4 i grać z 3latkiem. W opakowaniu są 4 plansze formatu A4 z ogromem obrazków, do tego kartoniki z takimi samymi obrazkami, bodajże kostka/pionki (ale nie pamiętam). Producent proponuje kilka wersji zabawy, można na przykład grać w parach i wyszukiwać na czas konkretne obrazki, można szukać wszystkich obrazków, których nazwy zaczynają się głoską "U", można szukać wszystkich zielonych rzeczy... Możliwości ogrom. Gra wykonana bardzo przyzwoicie, ćwiczy pamięć, spostrzegawczość, rozwija słownictwo, wprowadza łagodny element rywalizacji. Można grać z kimś lub samemu. Cena świetna, najczęściej 40-45zł. W Internecie, rzecz jasna, w Matrasie po 65zł widziałam...

* Ten sam typ gry można nabyć też pod nazwą "Sokole oko", ale chyba inny producent.
Foto: sklep.educol.pl
2. Zestaw edukacyjny PALETA. Istnieją dwa poziomy trudności, tzw. wyprawka przedszkolaka i wyprawka pierwszoklasisty. Zabawa polega na tym samym. Przedszkolak - przeznaczony dla dziecka 4+, wygląda to tak (link, wszelkie zdjęcia są zbyt małe):

Pozwolę sobie wkleić linkę z opisem działania ze strony edukacyjna.pl:

Zabawa przednia, rozwija cudownie cierpliwość, spostrzegawczość, słownictwo, umiejętność kojarzenia faktów. Dodatkowo można kupować zestawy tarcz (12 w opakowaniu) z różnymi tematami. Co ważne, mając wyprawkę przedszkolaka nie trzeba kupować wyprawki pierwszoklasisty, można trudniejsze tarcze kupić i tyle. Cena w okolicach 60zł. 

3. Gra BALANSUJĄCA ŻABA. Spróbujcie ustawić na balansującej żabie kolorowe pałeczki - kwiatki tak, by nie spadły! Kolejność ruchów wyznacza kostka, rzecz jasna. Cena od 24zł, opcjonalnie (i ceny inne) np. balansująca gąsienica, swingolo. Wygląda to tak:

Foto: edukacyjne-zabawki.lidibrii.pl
4. Wszelkiego rodzaju gry MEMORY, akurat znalazłam niespotykane, ślicznie zrobione i w sam raz na prezent (foto: dadum.pl):
Cena 38zł, dadum.pl, firma HABA
Sklep dadum.pl, cena 45zł, te są drewniane.
5. Magnetyczne ubranka - tego nie trzeba tłumaczyć, a ładne :)
Sklep dadum.pl, cena 86zł.
6. Nietypowe puzzle, np. firmy Diset. Warto też zajrzeć na stronę organizacji UNICEF, w sklepie można kupić puzzle naprawdę wysokiej jakości i - ładne.

Sklep dadum.pl, cena 30zł, DISET. 70 elementów.

piątek, 21 października 2011

Przeżyłam połóg, mogę się śmiać :)

Drastycznie może być, momentami. Obrzydliwie nieco. Ale ja przepraszam bardzo, czy gdzieś czytałyście, że połóg jest ładny...? ;) 

Bez względu na to, czy poród był siłami natury (SN), czy poprzez cesarskie cięcie (CC) – połóg cię nie ominie, droga przyszła mamo :) Na pocieszenie – choć trwa znacznie dłużej, niż poród, to jest zdecydowanie mniej bolesny. No, ale upierdliwy.

Moja córa przyszła na świat poprzez cc, więc moje doświadczenia tego się tyczą, choć w sumie różnice w połogu są na początku tylko. Sposób rodzenia nie ma wpływu na długość krwawienia w połogu, na samopoczucie (i tu się upierać będę – bo znam kobiety po SN które długo do siebie dochodziły – fizycznie i psychicznie, a znam po CC, które miały luzik).

Od razu napiszę, co dla mnie było NAJWAŻNIEJSZE w tym czasie – higiena i ruch. Ja przepraszam, że obcesowo tak, ale myjcie się, dziewczyny. Nie macie pojęcia, jak w sali poporodowej może śmierdzieć. Trafiłam na kobietę, która no niby się myła, ale już rzadko korzystała z toalety (czyli zmiana tych podkładów…), i w dodatku okna nie chciała otwierać. Były nas dwie + 2 dzieci (czyli pieluchy). Ooooo jak ja się ucieszyłam, gdy ją przenieśli gdzie indziej! A ruch – jakoś intuicyjnie wiedziałam, że im szybciej się rozruszam, tym szybciej dojdę do siebie fizycznie i psychicznie, im więcej kroków zrobię, tym lepiej się będę czuła bo mniej będzie bolało…

No dobra, płyniemy do brzegu. Pierwsze, co mnie zaskoczyło – krwawienie. Obfite BARDZO. Naiwnie sądziłam, że starczą zwykłe, gigantyczne podpaski, ale takie okresowe. A rzyć blada, nie starczą, nie łudźcie się. Przez jakiś tydzień korzystałam wyłącznie z tzw. podkładów poporodowych Bella (są też inne, akurat firma nieważna, liczy się rozmiar – tym razem :) ):


Opakowanie zawiera 10 sztuk i to jest mało. Bardzo mało. Nie pamiętam, ile tego dziennie schodziło, ale opakowanie na pewno, przynajmniej przez pierwsze 2-3 dni. Potem były te zwykłe belkowe podpachy okresowe, potem już jakieś cienkie ze skrzydełkami, a potem wkładki. Ważne – tampony won! Cała zabawa trwała 2 tygodnie z hakiem. Wówczas jeszcze piersią karmiłam, a to na połóg ma wpływ (o tym za chwilę).

Jak się z wielką pieluchą chodzi… źle :D No co ja będę ściemniała, niewygodne to i tyle. W szpitalu na Łubinowej w Katowicach można mieć na co dzień zwykłe bawełniane gacie (takie miałam, kupione specjalnie za grosze zwyklaki jakieś, przynajmniej w dupsko nie grzały, a nie było żal wyrzucać zabrudzonych), a na obchody albo z samą pieluchą, albo w jednorazowych. Tych nie lubiłam, grzały, no ale miałam na obchody, potem wywalałam. Ale nie wyobrażam sobie łażenia w pielusze i bez majtek. Ale, gdy tak sobie pomyślę, bardziej mi smrodek dokuczał niż niewygoda w chodzeniu. No więc wietrzenie, wietrzenie sali jak najwięcej. Najlepiej cały czas.  

Skąd te atrakcje krwiste? Ano, macica skurcza się (powinna w ciągu 6 tygodni – tyle trwa połóg) do rozmiarów sprzed ciąży i oczyszcza się – czyli na zewnątrz wyłażą resztki naskórka, krwi, mogą pojawić się na początku skrzepy. Ból odczuwalny porównywalny jest z bólem okresowym, czyli spokojnie do przejścia. Jednakże w trakcie karmienia piersią (dokładnie w momencie karmienia) ból może być intensywny, gdyż wydzielająca się przy tej czynności oksytocyna pobudza macicę do skurczów. Ale nie jest to rzecz jasna ból porodowy! I to też raczej przez pierwsze 2-3 dni, potem już luzik. W sumie ogólnie całe to krwawienie i odczucia to coś jak okres, tyle, że dłuższy i bardziej bolący nieco.

Czasem jednak może zdarzyć się, że lekarze niedokładnie oczyszczą kobietę – np. zostanie resztka łożyska. Niestety skutkuje to powrotem do szpitala i czyszczeniem, nie wiem, jak to się odbywa. Ponoć przy znieczuleniu miejscowym.  

Co może być po porodzie niemiłe? Ano, siadanie. I to dla każdej kobiety – rodząca SN często gęsto ma nacięte/pęknięte krocze (fuuuuuj, straszne to słowo jest, nie lubię!), nawet gdy tylko 1-2 szwy, to jednak ranka jest. Do tego dochodzi zwykły ból ponaciąganej pochwy, szyjki i – mam wrażenie, bo to co teraz piszę wiem od koleżanek tylko – jest czynnik psychiczny, jakiś taki strach – no bo na pewno zaboli. A tu może być niespodzianka, leżałam też na sam koniec ze świetną dziewczyną, która jako pierworódka jakoś nie pękła, nie nacięli jej, i sama powiedziała, że jest w szoku – bo może normalnie siadać. Przyszła do sali 2h po porodzie. To samo z siusianiem – zszyta kobieta na pewno czuje dyskomfort, bo to jednak ranki jakieś (+ ten czynnik psychiczny). Przed porodem więc zaopatrzyłam się w coś do robienia nasiadówek, czyli saszetki Tantum Rosa, w aptece, nie pamiętam ceny, ale ogólnie tanie. W szkole rodzenia polecili nam po prostu zrobić i nasiadówkę, i machnąć do butelki roztwór do podmywania się. No, ale efektów nie miałam okazji ocenić. Do siadania, jeśli faktycznie jest problem – albo koło poporodowe albo zwykłe koło dmuchane do pływania.

Dla kobiety po CC siadanie również jest bolesne, z innego powodu – na co dzień nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, ile mięśni brzucha bierze udział w tej prostej czynności. No, a tu mięśnie są rozcięte. Ot, zonk taki mały. Szalenie upierdliwe było podniesienie się z leżenia (no, półleżenia, bo tak sobie łóżko ustawiłam) do siadu a potem z siadu do pionu. Gdy już stałam, to spoczko. I tu polecam BARDZO zabranie ze sobą do szpitala dłuuuugiego grubszego sznurka. O, jak mi tego brakowało! przywiązałabym go sobie do nóg łóżka i miałabym cały czas pomoc we wstawaniu! Pomijam, że po fakcie okazało się, iż łóżka miały specjalny dings do podnoszenia się… No nie zauważyłam, dopiero koleżanka wcześniej tam rodząca mi powiedziała :D Ale sznurek warto mieć, bo łóżko może naprawdę nie mieć wspomagacza.

Po porodzie przez CC dochodzi jeszcze sprawa, że tak powiem, robienia kupy. Przez prawie 2 doby nie mogłam jeść, za to zaraz po cc dostałam zastrzyk wspomagający perystaltykę jelit. A wcześniej 2 lewatywy były. No i przez 5 dni w brzuchu miałam wojskową orkiestrę dętą. Jelita idealnie wyczyszczone, podjęły pracę, huczało w nich jak nie wiem (głooośno!), a załatwić się nie ma czym. Nie boli, ale męczące.   

Rana po cc – miałam szew taki, co to się go po ok. półtora tygodnia wyciąga jednym szarpnięciem (mąż z poczekalni usłyszał tylko: cholera jasna, ale piecze! – bo mi położna wyciągająca posmarowała całość spirytusem). Wyrwanie dziada trwa sekundę, i tyleż trwa ból (+pieczenie!). Znośny całkowicie. Co ważne – najpierw wsio ładnie się goiło, ale po kilku dniach blizna zaczęła lekko w jednym miejscu puchnąć. Położna środowiskowa poleciła mi smarowanie spirytusem (nie boli, bo to nie jest rana otwarta), ew. rozgrzewającą maścią. Postawiłam na alkohol, kilka razy dziennie przecierałam wacikiem mocno nasączonym, po jakiś 10 dniach ładnie wsio sklęsło i teraz mam cieniutką, bladą bliznę ok. 12cm długości. Znajome cesarki smarowały sobie maścią na blizny CONTRATUBEX, ale to trzeba świeżą bliznę smarować, stara blizna się nie podda. Nie wiem, ile kosztuje i czy na receptę czy nie. Ponoć dobra rzecz.

W trakcie porodu (lub w ogóle w ciąży, ponoć rzadziej) mogą pojawić się małe gnojki, hemoroidami zwane. Często się wchłaniają po jakimś czasie, wspomagane maściami/czopkami, a czasem bez wspomagania. Jakieś bardziej wytrwałe jednostki wymagają udania się do chirurga lub proktologa. Aczkolwiek nie znam żadnej kobiety zmuszonej do tego.

Połóg to w ogóle taki stan trochę zmęczenia, trochę rozdrażnienia, z dużą dozą euforii i podniecenia. Ot, kobieta jest na naturalnym haju. I ma rozchwiane emocje. Nie ma co się obrażać, tak jest i już. Do dziś pamiętam, jak w bodajże 11 dni po porodzie coś mi mąż powiedział – jakąś pierdołę, ja coś tam płaczliwie spytałam, a on mi odpowiedział, zamiast (tak sobie wtedy myślałam) zapewnić mnie o dozgonnej miłości, powiedzieć, jaka to wspaniała i cudowna jestem. I ja w bek – bo ty mnie już nie koooochaaaasz, smark, smark, smark. Wyłam, a jakąś ostatnią sprawną szarą komórką śmiałam się z samej siebie. No i taka jazda jest jakiś czas, ze 3 tygodnie u mnie była. Durny stan o tyle, że człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że to hormony grają.

Piersiowa sprawa – po SN nawał pokarmu pojawia się zazwyczaj w 3 dobie, po CC może być nieco później, choć u mnie był w 3. W szpitalu dostałam radę prostą i równie genialną, dzięki której choć miałam nawał 2 czy 3 razy (w ciągu 5tygodniowego karmienia piersią) ani razu nie miałam zapalenia piersi czy w ogóle jakiegoś problemu. Otóż – w szpitalu powinni mieć takie worki z żelem do zamrażania, wielokrotnego użytku. W domu – na stałe wsadźcie sobie do zamrażarki zamoczoną, lekko wykręconą pieluchę złożoną w prostokąt. Niech zamarznie na blachę. Jest nawał – przed dostawieniem ssaczka ogrzewacie piersi mocno ciepłym prysznicem, ssaczek zjada, i ZARAZ PO TYM nakładacie tę lodowatą pieluchę, trzeba ją nagnieść na piersi. Trzymacie, ile chcecie – aż poczujecie ulgę. 10 minut czy godzina – nie ma znaczenia. WAŻNE – zaraz potem suszycie piersi i zakładacie stanik, ubranie. Nie można ich przeziębić.

Baby blues, depresja – nie ma reguły, może być i może nie być. Deprecha poporodowa to cięższa odmiana baby bluesa. Kwalifikuje się do leczenia (czasem nawet tylko baby blues) i tu się nie ma co wstydzić, tylko pomocy szukać. Szcześliwa mama to szczęśliwe dziecko i partner, nie oszukujmy się. Przyszła położna do nas, młoda miała jakieś 2 tygodnie. Pyta, jak tam dziecko, no a Agata do tych spokojnych się zaliczała. A że ja na luzaka ogólnie do niej podchodziłam, bez spinania się, to położna od razu: no tak, spokojni rodzice, to i dziecko spokojne. I to jest raczej fakt, dzieciak emocje wyczuwa, więc jakby co, to terapia drogie panie i już. Sama drugiego ssaczka chcę i jakby co, to terapia i już :)

Jakie są uczucia po porodzie? Gdy dowiedziałam się, że robią mi cc, jedyna myśl: o rany, ale fajnie, przestanie boleć. Być może dlatego, że z małą było wsio ok., ale skubana nie zamierzała sobie wyleźć. W trakcie cc gadałam z lekarzami, pielęgniarkami, położną, żądałam ładnego szwu… ;) Wyjęli dziewczynkę, pokazali – i znów: o rany, ale brzydka – i równocześnie druga myśl: no pewnie, że brzydka, umazana krwią i śluzem, ciekawa jestem jaka jest pod tym wszystkim :) Dali mi ją do pocałowania, zabrali do mycia. Zaraz potem mąż ją dostał na ręce a mój lekarz (bo akurat na jego dyżur trafiłam) poleciał do niego z gratulacjami. Potem, bo to wieczór późny był i na noc sama byłam, sen, z przerwami na smsy do koleżanek. Ogólnie, mam wrażenie, bardzo racjonalnie w samym szpitalu podchodziłam do małej – np. miałam gorączkę jednej nocy i nie miałam skrupułów, by córę dać do pielęgniarek. Bałam się, że po prostu nie dam rady do niej wstać. Nie schizowałam, gdy płakała, gdy ją brali do kąpieli, na ważenie, badania… Rozkleiłam się dopiero w ostatni dzień, słysząc, że może nie wyjdziemy do domu (a tak bardzo chciałam się móc już ruszać!), bo bilirubina wysoka. No, ale się udało. Dopiero potem trochę hormony grały, jak już pisałam.  

W sumie naprawdę dziwne to były dni, w tym szpitalu – i radość (zarówno z tego, że już po porodzie, jak i z obecności malucha), wkurzenie na ból przy chodzeniu, wkurzenie na pieluchę, OGROMNA radość i jedyna w swoim rodzaju duma, satysfakcja, gdy na 3 dzień mała się wreszcie ładnie przyssała (choć szczerze mówiąc, do momentu późniejszej skazy nie było problemu z karmieniem), zaskoczenie, że córa tak ładnie po kąpieli śpi, duuużo nudy (książki bierzcie! karty, krzyżówki, druty, szydełka – możecie trafić na spokojny egzemplarz dziecia i pierdolca z nudów dostaniecie).

Na pewno nie było ani we mnie, ani w mężu strachu – nie baliśmy się przewijać (o, właśnie – wielka duma po pierwszym przewijaniu dziecka), ubierać (kolejna duma), karmić, kąpać (chociaż gdy mąż wrócił do pracy i pierwszy raz miałam całkowicie sama dwutygodniową Agatkę kąpać, lekki dreszczyk niepewności był).


Może ja już skończę, bo elaborat okrutny jakiś mi wyszedł... :)

A jak Wy wspominacie poporodowe chwile?

sobota, 15 października 2011

Mama

Po prostu muszę się pochwalić :)
Moja córa, miesięcy 17, zaczęła świadomie do mnie wołać "mama" :))
Od kilku dni tak powtarzała sobie, no a wczoraj zawołała - ale myślę sobie, no przypadek. A tu nie, dzisiaj już z łóżeczka mnie wołała i się zacieszała :)

Bardzo na ten moment czekałam - tym bardziej, że wiele dzieci akurat takich kilka podstawowych słów opanowuje około roku, a moja gwiazda skupiła się na rozwoju ruchowym a nie na mowie, ale powolutku, powolutku coś zaczyna się dziać w tym kierunku.

Z tego miejsca pisała - MAMA :)

Ruch Rozwijający Weroniki Sherborne - czyli jak ciekawie bawić się z dziecięciem :)

Zdarzyło się tak, że tytuł mgr broniłam z tematyki Ruchu Rozwijającego w kontekście integracji uczniów pełno- i niepełnosprawnych. Temat wielce przyjemny, a metoda jeszcze bardziej. To tak gwoli przybliżenia, przypomnienia, poddania nowych, fajnych pomysłów pokrótce podam, w czym rzecz. Będę posiłkowała się rzecz jasna swą pracą mgr, toteż wszelkie fragmenty zamknięte w cudzysłowie pochodzą stamtąd.

Podstawowym, głównym celem metody jest rozwijanie sfery emocjonalno – społecznej, jak też świadomości samego siebie oraz innych ludzi przy pomocy ruchu". Idąc tym tropem metoda RR będzie:
- rozwijała zaufanie do samego siebie oraz do partnera;
- kształtowała znajomość i świadomość własnego ciała;  
- rozwijała fizyczne i emocjonalne bezpieczeństwo, przy czym wiadomo - inny, silniejszy będzie związek kształtował się z rodzicem/rodzeństwem/dziadkiem i tak dalej niż z przypadkową koleżanką czy inną mniej bliską osobą ćwiczącą;
- kształtowała rozwój fizyczny;
- kształtowała umiejętności komunikacyjne, zarówno werbalne, jak niewerbalne;

"Zajęcia prowadzone Metodą Ruchu Rozwijającego składają się z kilku kategorii ćwiczeń:  ruch prowadzący do poznania własnego ciała, kształtujący związek jednostki z otoczeniem fizycznym, wiodący do wytworzenia się związku z drugim człowiekiem, prowadzący do współdziałania w grupie oraz ruch kreatywny". Kategorie te to tak zwane "relacje". "Można tu wyróżnić:
·                    Relację opiekuńczą – relację „z”; w tej relacji starszy (bądź silniejszy, bardziej sprawny partner) daje młodszemu (czy też – mniej sprawnemu) partnerowi poczucie bezpieczeństwa; wlicza się tu wszelkiego rodzaju zabawy związane z obejmowaniem, kołysaniem, podtrzymywaniem, turlaniem, ściskaniem, wspinaniem się na partnera (bądź partnerów), pełzaniem, ciągnięciem, balansowaniem;

·                    Relację „razem”; w tego rodzaju ćwiczeniach biorą udział przynajmniej dwie osoby; konieczne jest tu zgranie partnerów
i nastawienie, iż wszyscy ćwiczą razem jako grupa; wymagają jednakowego zaangażowania partnerów w zabawę, co jest możliwe tylko przy wcześniejszym osiągnięciu zaufania;

·                    Relację „przeciwko”; ćwiczenia te rozpoczynać można, gdy dziecko samo zacznie wykazywać inicjatywę i prowokować zabawę; ich celem jest ukierunkowanie energii, emocji słabszego (mniejszego) uczestnika, rozwinięcie jego determinacji i zdecydowania; relacja ta uświadamia uczestnikowi jego własną siłę – konieczne tu jest stałe zmienianie ról, by wyeliminować element konkurencji i agresji;
 
Bawiąc się z dzieckiem przy wykorzystaniu RR należy pamiętać o kilku zasadach: 
- "Pełnej dobrowolności uczestnictwa – dozwolona jest zachęta do włączenia się w zabawę;
- Nawiązaniu i utrzymaniu kontaktu wzrokowego z uczestnikami, zarówno na początku, jak i w trakcie dalszej części zajęć;
- Uczestniczeniu w ćwiczeniach – prowadzący nie może być tylko „dyrygentem”, winien przyjąć również rolę aktywnego uczestnika;
- Odejściu od krytykowania;
- Stopniowaniu wrażeń – najpierw ćwiczenia w parach, potem w trójkach/czwórkach, na koniec – w grupie;
- Stopniowaniu trudności;
- Stopniowego przechodzenia od ćwiczeń typu „nisko” (na podłodze), poprzez ćwiczenia „wyżej” (nad podłogą) aż do „wysoko” (na stojąco);
- Przeplataniu ćwiczeń aktywnych z biernymi;
- Braniu pod uwagę doznań uczestników;
- Wykorzystaniu wszelkich możliwych relacji („z”, „razem”, przeciwko”);
- Realizowaniu ćwiczeń wyciszających na zakończenie zajęć;
- Zajęcia można urozmaicić rekwizytami: materacami, chustą terapeutyczną, woreczkami z wypełnieniem, kocami, szarfami itp.;
- Pamiętaniu o dostosowaniu ćwiczeń do indywidualnych możliwości danego uczestnika czy grupy;"
 
Nie wszystkie rzecz jasna powyższe zalecenia będą istotne w trakcie zabawy z własnym dzieckiem, raczej w warunkach domowych nikt nie będzie prowadził pełnych zajęć. 
Warto sięgnąć po literaturę fachową, na przykład: 

Również w Intenecie można znaleźć multum propozycji scenariuszy, ćwiczeń prowadzonych tą metodą. Zabawa świetna zarówno dla niemowląt (tych bardziej sprawnych już, siedząco-raczkujących, a więc w miarę stablinych) jak i dla przedszkolaka czy uczniaka :) Niby proste, a jednak na wiele możliwości zabawy/ćwiczeń się nie wpadnie, prawda? Gorąco polecam :)  

wtorek, 11 października 2011

Domowe zabawki I

Moja prawie 17 miesięczna córa uwielbia wszelkie działania, które wymagają sprawności paluszków, manipulowania, dłubania, chwytania drobnych przedmiotów i tak dalej. Dla kontrastu uwielbia też piłki, im większa, tym lepiej, ale nie o tym chciałam.
Niespecjalnie interesuje się tradycyjną piramidką z kółek do nakładania, bo mamy egzemplarz wprawdzie bardzo trwały, ale kółka trudno wchodzą i równie źle je się ściąga, nawet mnie to drażni. Mamy więc zabawkę polegającą na tej samej zasadzie, ale zrobioną z modelinowych kółek i sztywnej rurki, rozciągającej but. Zdjęcie jakości paskudnej, ponieważ największa radość z zabawy jest wówczas, gdy rurkę trzymam ja, no ale wówczas odpadało robienie fotek:



Kółek ulepiłam 18, z resztek modeliny fimo, więc mają ograniczone kolory, ale nie w tym rzecz. Pierwotnie służyły do czegoś innego - wymyśliłam, że świetnie będzie się je wrzucać do pudełka po lodach, przez wycięty otwór:


Kółka są trwałe, robiłam kulkę, spłaszczałam słoiczkiem, rurką od długopisu grubego robiłam w środku otwór i piekłam (110 st. C, 30 minut). Kolejnym etapem zabawy będzie nawlekanie ich na sznurek, ale to za jakiś czas, na razie sznurek nie został opanowany :) 

Co zabawy ćwiczą? Na pewno sprawność palców, koncentrację uwagi, koordynację wzrokowo-ruchową, utrwalają pojęcie "koło", "kółko". 

niedziela, 9 października 2011

Karty pracy II

1. Zima kreskowana - popraw po śladzie i pokoloruj:
Zima kreskowana

2. Wiatrak - pokoloruj elementy, wytnij i naklej na kartkę wg wzoru:
WIATRAK

3. Dopasuj kolory - przejdź ścieżkami do pustych pól i pokoloruj je:
dopasuj_kolory

sobota, 8 października 2011

Zabawy bez zabawek - z przedszkolakiem

Zaczyna się porządna jesień, niedługo zima - a wieczory długie. Jakoś dziecię trzeba zająć, gdy możliwość długiego przebywania na dworze zostaje ograniczona. Do świetnej zabawy nie zawsze potrzebne są wypasione zabawki, czasem wystarczy zwykły przedmiot domowego użytku, kartka papieru, coś do pisania albo tylko mowa. Nierealne? A proszę bardzo:
  1. Byłam liczbą... Dorosły wypowiada zdania typu: byłam liczbą 5, zwiększono mnie o 3, jaką teraz jestem liczbą? Byłam liczbą 3, zmniejszono mnie o 1, jaką teraz jestem liczbą? Świetne ćwiczenie prostego dodawania i odejmowania - za pomocą palców (czy czegokolwiek innego do liczenia, no, takie jajka to sobie odpuścić można... ;) ) albo w pamięci, jeśli dziecko jest sprawne w tym zakresie. Jeżeli dziecko zostało wprowadzone w mnożenie i dzielenie (a i owszem, znam takie przedszkolaki, choć to rzecz jasna nie obowiązek), można rozszerzyć zabawę o kwestie: byłam liczbą 6, zmniejszono mnie 3 razy... oraz: byłam liczbą 2, zwiększono mnie 5 razy. 
  2. Mówię jak aktor - rodzic podaje proste do zapamiętania zdanie, najlepiej śmieszne/absurdalne (np. mama zjadła smoka) a dziecko ma je powtórzyć tak, jakby: śmiało się, krzyczało, było bardzo złe na kogoś, bardzo grubym głosem, bardzo wysokim głosem, jak myszka... Możliwości ograniczone wyłącznie naszą wyobraźnią :) po  trzykrotnym wypowiedzeniu zdania - zamiana ról, teraz dziecko wymyśla zdanie a rodzic powtarza. Wersja dla dzieci czytających - 3 zdania należy odczytać w różny dziwny sposób.
  3. Podobieństwa i różnice - wybieramy dwa dowolne przedmioty, znajdujące się w domu (np. pralka/odkurzacz, wiaderko/garnek) a zadaniem dziecka jest odszukanie różnic i podobieństw w tych przedmiotach. Teoretycznie zabawa banalna, a w praktyce dzieci nieraz mogą zaskoczyć dorosłego. No bo jak tu porównać lodówkę i komputer, na przykład? Różnic wiele, a podobieństw? Zabawa świetnie rozwijająca słownictwo, spostrzeganie, umiejętność analizowania. Gramy oczywiście na zmianę, raz rodzic, raz dziecko. Młodszym dzieciom można stawiać ograniczenie wyszukania np. 2 cech.
  4. Nazwij pięć - potrzebne pudełko (worek, poszewka) oraz kilkanaście kartek z napisanymi określeniami, np. koloru niebieskiego, z drewna, duże, lekkie, słodkie... i tak dalej. Karteczki wrzucamy do pudełka. Dziecko z zamkniętymi (zawiązanymi) oczami losuje kartkę i zależnie od tego, co na niej napisane (odczytuje rzecz jasna rodzic), ma wymienić 5 przedmiotów o danej cesze (np. koloru niebieskiego - niebo, kredka, moja bluzka, kubek taty, woda). Zabawę można ograniczyć wyłącznie do kolorów (wówczas napisy można zastąpić kolorowymi kredkami czy kartkami) jak też zmniejszyć/zwiększyć liczbę wypowiadanych przedmiotów. 
  5. Opowiadanie ze wskazówkami - z przedmiotów znajdujących się w domu wybieramy ustaloną wcześniej ilość (niedużo, 3-5 rzeczy), przykładowo: stołek, lalka, torebka. Zadaniem dziecka jest ułożenie zdania, które będzie zawierało nazwy tych przedmiotów, tu: Na stołku leży torebka a w niej lalka.  
  6. Ludź do ludzia :) Zabawa wychodzi najlepiej, gdy jest więcej niż dwoje uczestników. Uczestnicy stoją obok siebie i każdy po kolei wydaje polecenie: nos do nosa - wówczas należy zetknąć się nosami, kolano do kolana - kolanami i tak dalej. Proste i śmieszne.  
  7. Wspólny rysunek - ilość osób oraz technika dowolna. Jedna osoba zaczyna rysować na kartce - jeden element, np. dom. Kolejna osoba dorysowuje następną rzecz, kolejna (lub pierwsza) znów następną. Wersja trudniejsza i bardziej abstrakcyjna (dla starszych dzieci) - rysujemy nie przedmioty, a - elementy: kreski, kropki, kółka itp. Każdy może dorysowywać też innym narzędziem. Temat ogólny pracy można pozostawić wolny lub z góry go określić.  

piątek, 7 października 2011

Wodne dziecko

Siedzi w wannie/brodziku do oporu, do ostatniej zmarchy na palcach, do szczękania zębami, zsinienia warg, próba wyciągnięcia i osuszenia kończy się rozpaczliwym łkaniem. Znacie to? Być może tak :) U nas nie jest tak tragicznie i oporowo, ale po pierwsze dziewczyna ma blisko 17 miesięcy dopiero, po drugie zapewne jeszcze wszystko przed nami.
Zabawa kąpielowa trwa około 30 minut, w trakcie których osoba nadzorująca, że tak nazwę, oddaje się rozkoszom czytania :) Ale skoro zabawa, to jakoś trzeba było zabawki zapewnić:

Przyjaciele z wanny FP, otrzymane od matkokrzesno w prezencie (dziękujemy!). W wieku około półrocznym do jakiegoś roku - hicior, obecnie przyjaciele zostali skazani na banicję. Ale wrócą, mam wrażenie, bo jest to zabawka wg mnie na 2 etapy - właśnie jako pierwsze wodne cosie, kolorowe, trwałe, widoczne nawet spod piany, i później, około 2-3 lat, gdy dziecko łapie, że gdy wleje wodę, to coś tam się pokręci. Cenowo 35-50zł, przy czym mam jednak wrażenie, że sporo za logo dopłacamy. Wygląda rzecz tak: 
Foto: cokupic.pl

Najzwyklejsze plastikowe kubki, sztuk 4, w różnych kolorach, kupione na wagę w Realu za oszałamiającą kwotę 3zł. Kubki są lekko przezroczyste, twarde (więc wytrzymują największą eksploatację), służą do nauki picia wody kąpielowej (gdy rodzic nie widzi) no i do karmienia - mamy, taty, lalki czy co tam w wodzie jeszcze pływa. Do kubeczków świetnie nadała się plastikowo-silikonowa łyżeczka na długim trzonku (bo kubki dość wysokie), łyżeczką nabieramy wodę, merdamy w kubkach, chlapiemy.

Niewielka, gumowa lala, ok. 20cm, bobas - też się kąpie. Ciężko mi w sumie powiedzieć, do czego córa jej używa, ot, po prostu dotrzymuje towarzystwa. 

Kilka sporych, plastikowych klocków - do nabierania wody, do łączenia, rozłączania, wrzucania do kubeczków.  A, i do szukania ich pod pianą, bo kolory tez mocne. 

Najnowszy hicior - koszykówka. Akurat mamy Little Tikes, ale są też inne na rynku - zabawka prosta i zajmująca do tego stopnia, że wczoraj po raz pierwszy była koncertowa histeria przy wyjmowaniu córki bzdurki z wody.  Cena nie poraża, na allegro akurat ta nasza od 24zł, do przejścia. Dodam, że chociaż teoretycznie impreza do wody, to spokojnie można poza nią się bawić:

Foto: e-zabawkowo.pl
Początkowe zabawy w wodzie to obowiązkowo 2 książeczki piszczące, na rynku jest tego mnóstwo, ok. 10zł kosztują, mam wrażenie. Niektóre (i te są droższe) po zamoczeniu zmieniają kolor lub dopiero wówczas nabierają barwy. 

Na obrzeżach brodzika rezydują też: kaczuszka, ośmiornica i żyrafa - gumowe i piszczące. Posiadają status ten sam, co lala: mają być.  Jeśli miałabym jakieś zaprezentować/polecić to chyba Canpol, ładne widziałam, mają tematyczne zestawy - 4 sztuki np. autka, dinozaury, zwierzaki - koszt ok. 20zł.zestaw. Na allegro ladnie prezentują się tez piszczki firmy Bertoni, tańsze, 13,90zł/zestaw. Znalazłam też coś, co mi się ogromnie spodobało, chociaż już teraz nie kupię :) Ale gdybym widziała wcześniej, to owszem. I znów - dobra rzecz, bo i dla maluszków, i dla dzieci 2-3 letnich jak najbardziej - gumowa piramidka, koszt 29zł:
Foto: simba.com.pl
Inna rzecz, której nie posiadamy, a która też mi się podoba, to zwierzaki do mycia. Mają "prawdziwe" plamki, które dziecko musi umyć. Produkuje takie cudo firma Alex (USA?), na allegro w cenie ok. 40zł, np. 3 świnki lub 3 pieski:
Foto: malysmyk.pl
Ciekawe są mazaki/kredki do malowania po kafelkach i wannie, TUTAJ relacja z użytkowania przez kilkunastomiesięczne dziecko :) Cena - od kilku złotych w górę, frajda - bezcenna.

Dla przedszkolaków wyszperałam piankowe układanki/puzzle, również firma Alex. Kosztują od 20 kilku złotych do mniej więcej 50, można kupić mniej lub bardziej skomplikowane i tematycznie różne komplety. Zabawa polega na układaniu miasta, ludzi, zagrody i tak dalej - dzięki przyczepianiu do kafelków czy wanny. Też ładne:
Foto: e-smoczek.pl
 
Przed chwilą znalazłam coś bardzo pomysłowego, niedrogiego: plansza- "zegar", podzielona na obrazki z poszczególnymi częściami ciała a ogonek małpki, którym zakręcimy, wskaże co należy teraz umyć. Niezła rzecz do ćwiczenia nazywania części ciała, do nauki samodzielnego mycia i dla tych dzieci, które za kąpielą nie przepadają. Kupić można TUTAJ

sobota, 1 października 2011

Karty pracy dla przedszkolaka

ukryte_zwierzaki

Uzupelnij Tabele Obrazkami Wg Wzoru

Pokoloruj Niepasujacy Element

otocz_zwierzaki

dopasowywanie_ksztaltow

dkoncz_rysowanie_szlaczkow