Byłyśmy, znienacka dość, wczoraj. Dodam, że teatr dziecięcy mamy rzut beretem, kwadransik spacerem. Pierwsza sobota sezonu, o ile zazwyczaj teatr obłożony cały, to wczoraj 1/4 sali tylko pełna. Przedstawienie na motywach baśni o Czerwonym Kapturku, zwało się "O dziewczynce katarzynce, Czerwonym Kapturkiem zwanej". Przepiękne! muzyka świetna, postacie - lalki (bo Teatr Dzieci Zagłębia to teatr lalki i aktora) pomysłowe i ładne, ogrom humoru. Agatka, chociaż przedstawienie niby od 4rż - siedziała zasłuchana, zapatrzona, z rozdziawioną buzią :) najpierw w fotelu, potem na moich kolanach, by lepiej widzieć. Śmiała się, klaskała, wilków się nie bała :D nawiasem mówiąc, mamę-wilczycę grała moja koleżanka ze szkoły muzycznej, z którą się biłam - tak się nie trawiłyśmy ;)
Sam teatr to prawdziwy teatr, a nie przypadkowa scena w domu kultury jakimś, więc - klimacik jest. Ogromne wrażenie na młodej zrobiła czerwona kurtyna! I to, że aktorzy na koniec się kłaniali :) wracałyśmy do domu i buzia się córce nie zamykała, ciągle przeżywała, aż bałam się o nocne wrażenia. Ale ok, spektakl tak pozytywnie odebrała, że nie było nocnych pobudek.
Mnie osobiście tylko cholernie drażnily dzieciory z 1 rzędu (w drugim siedziałyśmy, razem z ciotką Justyną i koleżanką Hanią) - tak, dzieciory. Ekipa z urodzin, na oko 6-7latki, takie... rozwydrzone, głośne, chamsko komentujące, ot, dzieci bogatych rodziców bez wychowania.
Ale wizytę w teatrze polecam bardzo :)
Pamiętam jak nasz Młody przeżywał pierwsze wyjście do teatru, a ja z nim :)
OdpowiedzUsuńJa nie miałam czasu na przeżywanie bo znienacka poszłyśmy :D
OdpowiedzUsuńczytam tego bloga co jakis czas, wydajesz sie bardzo sympatyczna osoba troche chamskie jest okreslenie dzieci z pierwszego rzedu.
OdpowiedzUsuńsama jestem dzieckiem tzw bogatych rodzicow, moj synek tez bo akurat udalo nam sie trafic z dobrym pomyslem na firme, nie uwazam zeby byl gorszy od dzieci rodzicow ktorzy sa mniej zamozni. a rozpuszczone i niewychowane moze byc kazde dziecko pieniadze tu nic do tego nie maja.
pozdrawiam