poniedziałek, 7 listopada 2011

O świrze zabawkowym, o byciu niefajnym dla dziecka i o... zabawkach, oczywiście :)

Nie każdy musi mieć pierdolca zabawkowego - ja mam. Od dzieciństwa. Co dziwne, nie robiłam awantur w sklepie, nie rzucałam się histerycznie na podłogę, nie tupałam. Oburzyłam się raz, jeden, jedyny, i to już jako 7-8 latka. A mama moja z tego szoku chyba - ustąpiła :) Awantura była o taką... małpo-lalkę w sukieneczce kolorowej, sporą dość, która paluchy do pyszczka mogła wsadzać. Musiało mi bardzo na tej zabawce zależeć, bo do dzisiaj pamiętam sprawę.

No, ale nie o tym chciałam. Kilka dni temu byłam z rodzicielką swą i córą w Realu. Taaak, pooglądać zabawki. W pewnym momencie złapałam się na tym, że zachowuję się chamsko wręcz - w stosunku do córki. No bo wyobraźcie sobie, bierzecie dziecko (1,5 roczne, więc nie bardzo da się słownie wytłumaczyć), targacie kupę czasu po sklepie, ono wpatruje się w szoku i z zadowoleniem w te wszystkie cuda i co? I nagle matka zabiera od tych wspaniałości, bo... No właśnie, bo co? Matka zaspokoiła swą chorą żądzę, a o dziecku nie pomyślała. No głupio mi się zrobiło, tak się nie robi, niefajnie. Córa dostała więc rzecz tanią (20zł), a dla niej - zachwycającą. Najzwyklejszy wózeczek dla lalek - parasolkę.  Strzał w dziesiątkę. Dziecię jeździ z lalą (albo i bez), uczy się kombinowania przy przeszkodach typu schodek czy próg, dodatkowo lala dostępuje zaszczytu bycia uczennicą - córa pokazuje jej książeczki, "czyta", przedstawia obrazki... Szał i już :D

Ale też nie o tym chciałam... ;) 

Mikołajki się zbliżają. Tak się zastanawiałam, co tej mojej córze sprezentować, mama i ciocia tez pytały, no i wydumałam - prezencior od nas, czyli rodziców, od wakacji w sumie zbierany, bo postawiłam na lego duplo. Nie zestawy, na to za malutka, ale mamy całe pudło na sztuki kupowanych klocków (nowe, z allegro, cenowo opłaca się świetnie, bo za np. 10 klocków niebieskich dawałam 7zł...). Potem sfotografuję, ale muszę się przyznać - sprawia mi wielką frajdę wpatrywanie się w takie pudło pełne nasyconych barw :)
Mama i ciocia nabyły matę wodną, taką 50x50cm. Nie chciałam większej, a tu też cena ok, 45zł. Córa lubi rysować, ale ciągle na oku ją muszę mieć, z pisadłem w jej rączce to nawet do ubikacji nie biegnę :) Nieobliczalna wówczas jest. A wodą to sobie może... chlapać :) Mata taka:

Foto: mazakzabawki.pl
Do tego do klocków mam książeczkę, też w wakacje kupioną, o jakimś króliczku. Duuuża, sztywne karty, kolorowa. I skusiłam się na puzzle dwuelementowe GALT, takie:

Foto: mazakzabawki.pl
Nie mam pojęcia, czy puzzle Mikołaj podrzuci, czy Gwiazdorek pod choinkę położy... :) 

2 komentarze:

  1. Oba prezenty super :) Moja córcia dłuuugo bawiła się w malowanie po macie. Polecam ją w 100%. A i puzelki niczego sobie. Super! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mamy te puzzle GALT. Niestety młody nie bardzo rozumie, że trzeba jeden nałożyć jakby na drugi, inaczej nie wejdzie w oczko. Próbuje dosunąć i złości się. Schować musiałam.

    OdpowiedzUsuń