wtorek, 8 stycznia 2013

Bobero

W mojej rodzinie Bobero funkcjonuje od dawna. Skąd przybyło? A czort wie, na pewno moja prababcia - Ukrainka - opowiadała o Boberze mojej mamie, czyli swojej wnuczce. Wcześniej zapewne swoim dzieciom. Mnie - również opowiadała, potem obowiązek ;) przejęła moja mama. Teraz o nim słucha moja córa, mając wielką radość na twarzy. Czasem udaje, że sama jest Bobero (tak, można odmieniać lub nie), czasem nim jestem ja czy tata, również babcia wciela się w tę rolę. 
Kim jest Bobero? Podejrzewam, że dawno, dawno temu służyło zwyczajnie do straszenia dzieci - na zasadzie "jak będziesz niegrzeczny, to przyjdzie Bobero i cię zje". Ja takiej formy boberowania nie pamiętam, natomiast kojarzyło mi się (i do dzisiaj tak jest) zdecydowanie pozytywnie. Było niezłym wytłumaczeniem czegoś niewytłumaczalnego. Jakiś hałas za oknem? A, to Bobero pewnie. Rozlana zupa? Bobero. Zniknęły nożyczki? Bobero wziął.
Agatka przejęła takie podejście, stworek potworek ją śmieszy. Pewnie, czasem bawimy się w "Straszne Bobero", wówczas któreś z naszej trójki nim jest, a pozostała para chowa się pod kołdrę, na przykład. Albo głośno woła: idź stąd, ty Bobero jedno! A Bobero, jak to ono, ma za zadanie złapać spod tej kołdry rękę. Albo nogę, na przykład. Albo łaskotać w pępek :) 
Jak wygląda - nie wiadomo. Dlatego uszyłam takiego jednego, a co:



12 komentarzy:

  1. Super ten Wasz Bobero. :D

    U mnie tego nie było. U nas jak coś ginęło, to było "u stryjka pod łóżkiem". :D
    U znajomych były od takich rzeczy "ciarachy". :D

    Fajne są takie historyjki. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale fajny Bobero ! :) u mnie był Bebok podejrzewam że o tej samej funkcjonalności :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O Beboku też słyszałam, ale to już jako nastolatka chyba :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hehe...ale fajne...:))))I wyszedł Ci genialnie:))))
    Mnie w dzieciństwie straszono Babą Jagą...a teściowa moją córkę straszy Dzidem...nie lubię tego straszenia dzieci..nie podoba mi się jak teściowa tak mówi ale niestety nie mam na to wpływu:(
    Zapraszam do siebie na Candy...jeśli coś Ci się z prezentów spodoba:)

    OdpowiedzUsuń
  5. U nas też był Bebok
    Ale jak coś zginęło to się mówiło, że "diabeł ogonem nakrył" :D
    A Bobero super!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak miałam siedem lat dostałam na urodziny od kogoś, takiego małego czerwonego pieska maskotkę - jakieś 15 cm długości, taki leżący, no byle co takie... Miała na imię Psotka i była odpowiedzialna za różne rzeczy, gadała głosem mojej mamy nieco upiskliwionym:))))Jak byłam w liceum (!!!) moja mama przepytywała nas obie z geografii n.p. stolic: Belgii - Brukselka, Bułgarii-Zośka, Holandia Amsterniedam itepe... Jeździła z nami nad morze,miała swój plecak, kość , kocyk i łyżeczkę(?),raz przesiedziała cały dzień w bagażniku zamiast na plaży i miała focha tydzień... Zniknęła jak miałam z 16 lat - w sensie fizycznie , po prostu nie mogłyśmy jej z mama znaleźć- pies wyniósł najprawdopodobniej albo tata schował bo nie przepadał za nią:D Niedawno zobaczyłyśmy z mamą taką samą w jakimś polskim serialu, i się sprawa wyjaśniła - Psotka robi karierę w telewizji.Ależ mi przypomniałaś...ach...każde dziecko powinno mieć takie COŚ, Jasiek skłania się ku szczurowi z IKEA...POZDRAWIAM WAS!SPRADKA

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny :)
    U nas był "bebok" :)

    OdpowiedzUsuń
  8. hmmm... czy to milczenia oznacza, że rozpakowałaś swojego zawekowanego bobasa;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Moja babcia miała 'babajagę' (dokładnie tak mówiliśmy, nie babę jagę tylko 'babajagę' ;)) i ona naprawdę była przerażająca! To była kukła w takim stylu: http://www.radiownet.pl/system/post/multi_posts/avatars/53610/large/BABA%20JAGA.jpg | http://www.pamiatki.eu/images/maxi/baba-jaga-9134-26cm.jpg | http://foto.marcol.art.pl/fotografie/2009-08-18_584_checiny.jpg. Wykonał ją z drewna znajomy dziadków. Patrząc na powyższe zdjęcia można sobie tylko wyobrazić co czuło 3- czy 4-letnie dziecko kiedy ją zobaczyło. Przy najbliższej okazji zapytam babci co się z nią stało ;). Przypuszczam jednak, że trafiła na śmietnik. Mój brat jeszcze panicznie bał się 'didowała' czyli gumowego dinozaura. I niestety u nas takie straszenie traktowano jako dobrą metodę wychowawczą...

    OdpowiedzUsuń