czwartek, 17 maja 2012

Moja córka kończy 2 lata :))


17 maja 2010 roku przyszła na świat moja (no ok., mego męża też :D ) córka, Agatka. CC, małą wyjęto, pokazano mi nad głową, pozwolono pocałować a moja pierwsza myśl: o, jaka brzydka :D Ale spokojnie, to nie rozczarowanie, nie niechęć – po prostu dziecko umazane, ryczące, skrzywione niezłym wkurwem – a myśl następna: niech ją umyją, bo chcę ją dokładnie zobaczyć :)
Teraz ta dwuletnia dziewczynka jest strasznie fajnym, z reguły pogodnym dzieckiem :)

Pochwaliłam się, a teraz słów parę na temat porodu, szpitala, obsługi. Osobiście nieco, ale może komuś tym wpisem pomogę, bo rodziłam w miejscu specyficznym, wokół którego narosło wiele mitów i legend ;) Drastycznie nie będzie, co bardziej wrażliwsi mogą czytać spokojnie. Zaznaczam - to było DWA lata temu, ceny podejrzewam są nieco inne, a i słyszałam, że już ZZO nie jest płatne.

Szpital – marzenie, prywatny w Katowicach na Łubinowej i z czystym sumieniem mogę polecić. Ciążę prowadziłam u dra Marka Słonicza* (pracującego na Łubinowej), lekarz BARDZO spokojny, opanowany, kulturalny (zaznaczam – znam go wyłącznie z wizyt prywatnych, aczkolwiek kilka koleżanek chodziło państwowo i też nie narzekały). Sam z siebie może nie sypał tonami informacji, ale zapytamy – odpowiadał wyczerpująco. Gabinet czyściutki, z usg nie najnowszym, ale spokojnie nawet taki laik jak ja po 2 usg już wszystko widzi. Partner może być przy każdym badaniu. Koszt dwa lata temu – 100zł/wizyta, teraz, z tego co wiem, 150zł. Centrum Katowic. Przyjmuje też na nfz w Siemianowicach Śląskich na Bytkowie. Dla kobiet mających dziwną/trudną/ciężką pracę spokojnie wystawi l4 (a znam takiego, co to 2 tygodnie przed rozwiązaniem nie chciał wystawić). Wady? Od lekarza prywatnego nie można dostać skierowania na badania, więc wszelkie robiłam z własnej kieszeni, tj. morfologie wszystkie, mocz, krzywa cukrowa, poziom żelaza, wapnia, potasu i tak dalej. Nie są to jednak badania kosztowne, więc ujdzie.  Tyle, że teraz ciut przepisy się zmieniły i badań trzeba mieć nieco więcej. 
Co do samego szpitala – leżałam równy tydzień, więc miałam okazję obejrzeć każdego pracującego tam ginekologa, położną, pielęgniarkę. Wnioski: jedna, jedyna pielęgniarka niemiła. Nawet nie chamska, po prostu jakaś taka… no niemiła i już.
Sala przedporodowa – 3 łóżka, łazienka duuuża przechodnia, łącząca się z gabinetem zabiegowym (to tam badane są kobiety przed porodem, to tam robiona jest lewatywa – i od razu podam, że nie trzeba samej kupować w aptece, w sumie nawet nikt mnie nie pytał, czy chcę, usłyszałam że będzie i już – ale wiem, że to nie obowiązek, można odmówić i nikt nie robi problemu). Salę przedporodową z porodówką łączy niewielki korytarz, na którym mama po porodzie leży z dzieckiem (tak, są parawany i wówczas nikt poza położną/lekarzem/pielęgniarką nie ma prawa tam wejść, tylko rodzice i maluszek).
Sala porodowa – marzenie. Dwuosobowa (akurat nie miało to dla mnie żadnego znaczenia, bo jest możliwość takiego zasłonięcia, że choćbym chciała podejrzeć – nie da się, poza tym nie ma co się łudzić – kobietę na sali porodowej słychać w przedporodowej ;) ), jest wanna, genialne, nowoczesne łóżko, kilka rozmiarów i faktur piłek do skakania, drabinki przy ścianach, krzesło porodowe, worki sako różnych rozmiarów, ubikacja, no i – muzyka i świece. Tak, to nie żart. Rodzić można w pozycji dowolnej, co tylko kobieta wymyśli, jak tylko jej ciało podpowie – położna jedynie podpowiada, w której najlepiej może chronić krocze (i znów wtręt – w szpitalu BARDZO kładą nacisk na ochronę). Położna nie jest ciągle, daje duuużo intymności. Na życzenie – ZZO, płatne 500zł (ważne – położna sama nie zaproponuje, bo to usługa płatna i nie może, dlatego jeśli kobieta chce – musi sama na początku porodu powiedzieć, a płaci się przy wypisie), ale jeśli poród kończy się cc – nie płaci się. Nie płaciłam więc, i co istotne – nie czekałam strasznie długo na decyzję o cc, a wiem, że w wielu szpitalach decyzję przeciągają do kilkudziesięciu nawet godzin. U mnie – od ok. 14 na sali porodowej, decyzja o 21. Sądząc po dobrym samopoczuciu małej, gdzie indziej przetrzymaliby mnie jeszcze dłuuugo. Wyjaśniam – nie znaczy to, że akurat ten szpital „lubi” cesarki. W ciągu tygodnia poznałam 8 rodzących, a tylko 1 z nich miała zabieg, wcześniej ze znanych mi kobiet 2 miały, 3 nie. CC – przeprowadzona błyskawicznie, sprawnie, szycie śliczne (cieniuteńka kreseczka, krótka, szwy nowoczesne), w niezmiernie miłej atmosferze (pielęgniarka głaskająca mnie po ręce dla uspokojenia, położna rozmawiająca ze mną w trakcie). Mała po wyjęciu pokazana, ucałowana, zaraz po czynnościach pielęgnacyjnych (ważne – mazi poporodowej nie zmywają, ocierają lekko tylko) dana mężowi na ręce. Zabieg był wieczorową porą, więc nie miałam już możliwości dostawienia do piersi (zmęczenie, usypiałam bardzo) ale wiem też, że przy np. planowanych cesarkach jest możliwość kontaktu z dzieckiem od razu po.
Sale poporodowe – 2 osobowe (można wykupić pojedynczą za 500zł za cały pobyt, ale szczerze mówiąc – dostałabym pierdolca sama, jedną noc leżałam samotnie i miałam dość). Łazieneczki (toaleta, umywalka, prysznic), szafeczki przy łóżkach, czyściutko, w pokoju dodatkowo umywalka, przewijak z wanienką dla dziecka – można samej kąpać, choć dla mnie to ustrojstwo za wysokie było ;) Duży nacisk kładziony na wietrzenie sal, na higienę położnic (taaaak, nie ma co kryć – dziecko wali kupsztala, sika, położnica różami nie pachnie choćby nie wiem jaką higienę zachowywała, a raczej – gigantyczne podpaski nie pachną, a zdarzyło mi się leżeć jeden dzień z panią, która nie chciała wietrzyć – szok). Jedzenie – śniadanie ok. 8, ok. 14 obiad i ok. 17 kolacja –i to było za wcześnie dla mnie. Ale smaczne. Na pewno lepsze, niż w zwykłych placówkach.
Podejście do matki – jedna zasada – nikt tam nie jest jasnowidzem, jeśli czegoś nie wiesz, pytasz. Ani razu nie zostałam zbyta, olana, zignorowana, potraktowana z buta. Nikt mnie nie ochrzaniał, że chcę karmić tak czy siak, czy pierś, czy butla – moja sprawa. W wózeczku dziecięcym zawsze jest buteleczka i smoczek (mleko HIPP, gotowe już), w razie potrzeby można podać. Zarówno pielęgniarki noworodkowe, jak i położne pomagały mi w dostawianiu małej. Fakt, że ja też nie miałam parcia wielkiego, i np. zostawiając ją na noc u pielęgniarek (po cc trochę jednak ograniczona ruchomość jest) nie przejmowałam się podawaniem jej butelki. Raz tylko niechętnie ją na noc wzięły, ja byłam z gorączką, a akurat był boom dziegciowy i maluchów od groma, ale jednak wzięły. W trakcie KAŻDEGO badania goście i partnerzy innych kobiet są wypraszani z sali.
Co ważne – jest dużo praktykantek. I wg mnie to akurat dobrze, przy duuużym ruchu są one pomocne bardzo, również w czasie porodu (akurat mnie przydały się rewelacyjnie, w przeciwnym razie nie zeszłabym z łóżka na przykład). Dzwoniąc z sali poporodowej często przychodziła najpierw praktykantka, a jak coś istotnego się działo – biegła po pielęgniarkę.
Badania noworodka – przesiewowe słuchu, badania pod kątem fenyloketonurii (robią testy z krwi, wysyłają do badania, i jeśli w ciągu 2 tygodni nie przyjdzie informacja do domu – jest wszystko dobrze, to jest ogólnopolska procedura, nie wewnątrzszpitalna). Badania stawów biodrowych. Regularne badania poziomu bilirubiny (i tu trafiłam na przeciwne opinie w Internecie – no cóż, ja mogę tylko zaprzeczyć). Moja córa miała wysoki poziom, nie trzeba było jeszcze naświetlać, ale nawet w dzień wyjścia do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy na pewno nas puszczą, bo poziom wysoki był, na szczęście zaczął lekko spadać. Puścili, aczkolwiek nie bardzo chętnie, kazali duuużo poić małą by wysikiwała. I faktycznie, mała długi czas, ze 4 tygodnie, zażółcona była. Szczepionki – refundowane, pierwszą dostawała zaraz po urodzeniu, ale nie pamiętam na co, a w ciągu 24h uderzeniową dawkę witaminy K. Jeśli chce się swoją szczepionkę, należy to wcześniej zgłosić.
Jeśli nie daj Boże coś złego się dzieje z dziecięciem, jest ono przewożone na Ligotę. I tu też czytałam głosy oburzenia, ale prawda taka, że wiele państwowych szpitali tak samo postępuje, nie mając zaplecza ratowniczego dla maluchów.
Doszły mnie słuchy, że jeśli kobieta nie prowadzi ciąży u lekarza pracującego na Łubinowej, to powinna wykupić cegiełkę na rzecz szpitala. Nie wiem, nie sprawdziłam, nie znam nikogo kto by rodził tam z przypadku. W każdym razie zapewniam, że za nic nie płaciłam dodatkowo, nikomu nie dawałam kwiatów, bomboniery i tak dalej.
Szkoła rodzenia istnieje, owszem, rok temu kosztowała 300zł, 4 spotkania po ok. 2,5h. Warto? Chyba tak, ja chciałam głównie poznać szpital, położne. Tematyka to: żywienie noworodka i mamy, opieka, przebieg porodu (łącznie z rejestracją dziecka potem i takimi duperelami tematycznymi), gimnastyka przed- i porodowa. W skrócie podałam, rzecz jasna :) Co mi się przydało – informacje, co z dzieckiem po wyjściu ze szpitala (czyli USC, karta szczepień, lekarz, położna i tak dalej), nazwy różnych leków/środków medycznych do pielęgnacji, dieta mamy karmiącej.  


* I niestety, lekarz świetny o ile ciąża jest bezproblemowa. Przy poważniejszych sprawach - zmieniłam lekarza z powodu zbyt lekceważącego podejścia. Ale to już przy drugiej, poronionej ciąży. Nie, nie, poronienie nie przez tego lekarza.


8 komentarzy:

  1. Kochana wszystkiego naj naj naj dla małej jubilatki! Całuski! Niech dostanie górę prezentów!:))))))I niech się zdrowo chowa, 100 lat!
    CO do lekarza i szpitala...cóż za zbieg okoliczności! Moją ciążę prowadził ten sam lekarz;) I szpital ten sam...ale uaktualnię Ci dane- ZZO jest tam już bezpłatne, ja NIC nie płaciłam za nie, rodziłam w sierpniu 2011. Lekarz...no cóż...jest bardzo miły...i to tyle;) Wyczerpująco nigdy nie opowiadał pytany, a już uwielbialiśmy z mężem jak każdą odpowiedź na nasze pytanie zaczynał od "no wie pani, mówią, że jak kobieta jest w ciąży, to...";) heheee:) Choć lubiłam go, bo fajny był, to jednak obiektywnie rzecz ujmując jest on taki mocno roztargniony nazwijmy to no i ja chyba miałam większe oczekiwania co do profesjonalności w kwestii informowania mnie. Reszta się zgadza:)
    Szpital był boski i wspaniale wspominam pobyt tam, położną panią Asię-anioła w ludzkim wcieleniu, opiekę, sam poród! Nie podobał mi się jedynie lekarz który odbierał mój poród...no cóż-jakaś rysa być musi, raju na Ziemi nie ma;)

    OdpowiedzUsuń
  2. PS ale dodam, że ten odbierający mój poród to nie był dr Słonicz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Najlepsze życzenia dla Agatki!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. sto lat dla corósi:)

    A co do Łubinowej sama zastanawialam się nad rodzeniem... ale zrezygnowalam... zabardzo balam się że gdyby coś poszło nie tak to nie posiadaja tam aparatury dla dzieciaczka zeby ratowac:) wiec zdecydowalam się urodzić Małego Programistę (x 2008) w Kolejowy w Katowicach:) bardzo sobie chwale sala porodów rodzinnych tylko dla nas z lazienką. A Małą Programistke (XII 2011) rodzilam w tychach bo mala urodzila się jako wcześniak... i tam nikogo bym nie wyslala chodz jak bym zdecydowala sie na klinike w Katowiach to bylo by jeszcze gorzej:P...

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystkiego najlepszego Agatko!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękujemy ;)

    Żono P. ;) koleżanka w Tychach też rodziła i w efekcie popękana tak, że nawet odbyt w rozsypce. Dramat. 4mce do siebie dochodzila. Najgorszemu wrogowi też nie życzę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Życzonka najlepsze dla Agu od Ciotki! :*

    Mnie się już nie chce porodu wspominać teraz. Najchętniej to bym poszła do jakiegoś szamana, który by mnie zahipnotyzował i wymazał tamten czas z pamięci. A najlepiej to całe dwa lata.

    Od teraz ma być tylko dobrze. :)

    OdpowiedzUsuń